Oj dziewczyny, ile ja w siebie wpakowałam w ten weekend! Zacznę od początku...
W piątek byłam na tej wejściówce w Pure i powiem wam, że naprawdę fajna siłownia. Jeżeli macie w swoim mieście tą siłownię, koniecznie przejdźcie się i zobaczcie (na stronie Pure chyba można się zapisać na darmowe wejście)! Poćwiczyłam sobie na maxa (w sobotę miałam zakwasy, dzisiaj też), pod koniec pobiegałam, niestety tylko 10 min, bo mój M. skończył trening i stał nade mną i marudził. Tak zatęskniłam za bieganiem, że nie mogę się doczekać, aż będzie ciepło i znów wejdę w tryb biegania :-)
Spotkałam na dodatek dwóch kolegów, których nie widziałam wieki!
Pod koniec zrobiliśmy sobie pomiary, na takiej śmiesznej wadze, na której trzeba było stanąć na bosaka, bo to jakieś promienie wysyła, czy coś. I uwaga dziewczyny, waga pokazała 56,5 kg, czyli schudłam 1,5 kg! Byłam tak przeszczęśliwa, ale mi bardziej zależy na centymetrach, więc w najbliższym czasie w końcu je zrobię. Mam 18% tkanki tłuszczowej i wiek metaboliczny: 12 lat :D pan trener powiedział, że nie jest źle, ale że zawsze można nad sobą popracować. W nagrodę poszłam z M. do KFC (niestety...) ale wybrałam kanapkę z grillowanym kurczakiem, bez panierki, czyli tzw. mniejsze zło. I to jeszcze nic. W sobotę mój M. miał urodziny, więc obydwoje w ten dzień nie liczyliśmy kalorii. Oj zjadłam sporo... Kawałek takiego lodowego tortu, tortellini, barszcz z pierogami, dwa ciastka z czekoladą... Cały czas byłam pełna i wieczorem było mi już naprawdę niedobrze. Ale mój M., który ogólnie cały czas mnie demotywował, mówił, że standardowo po tygodniu sobie odpuszczę, bo już było tak milion razy, powiedział, że taki dzień mi się przyda, bo podkręcę metabolizm. Ale i tak miałam wyrzuty sumienia.
Dzisiejszy dzień był już standardowy i zjadłam równo 1500 kcal, do tego turbo spalanie z Ewą też za mną. Powiem wam, że dzisiaj się mega starałam i w tych ćwiczeniach, o których wam wcześniej pisałam, czułam brzuch. W ogóle coraz bardziej podoba mi się ten trening, oczywiście po dwóch rundach zaczynam "żałować", przy rundzie z "tupaniem" twierdzę, że nie cierpię tego treningu, ale po 8 rundzie, a po treningu to już w ogóle, jestem przeszczęśliwa i mega zadowolona, że wytrwałam i dałam z siebie wszystko, bo z każdym treningiem jest ciut łatwiej, ale mimo wszystko kończę caaaała mokra.
Tak więc weekend pełen grzechów za mną, ale do świąt znowu będę się trzymać mojej diety i ćwiczyć jak najczęściej :-)
Mam nadzieję, że u was troszkę lepiej niż u mnie ;-)
Dobranoc kochane :-*
W piątek byłam na tej wejściówce w Pure i powiem wam, że naprawdę fajna siłownia. Jeżeli macie w swoim mieście tą siłownię, koniecznie przejdźcie się i zobaczcie (na stronie Pure chyba można się zapisać na darmowe wejście)! Poćwiczyłam sobie na maxa (w sobotę miałam zakwasy, dzisiaj też), pod koniec pobiegałam, niestety tylko 10 min, bo mój M. skończył trening i stał nade mną i marudził. Tak zatęskniłam za bieganiem, że nie mogę się doczekać, aż będzie ciepło i znów wejdę w tryb biegania :-)
Spotkałam na dodatek dwóch kolegów, których nie widziałam wieki!
Pod koniec zrobiliśmy sobie pomiary, na takiej śmiesznej wadze, na której trzeba było stanąć na bosaka, bo to jakieś promienie wysyła, czy coś. I uwaga dziewczyny, waga pokazała 56,5 kg, czyli schudłam 1,5 kg! Byłam tak przeszczęśliwa, ale mi bardziej zależy na centymetrach, więc w najbliższym czasie w końcu je zrobię. Mam 18% tkanki tłuszczowej i wiek metaboliczny: 12 lat :D pan trener powiedział, że nie jest źle, ale że zawsze można nad sobą popracować. W nagrodę poszłam z M. do KFC (niestety...) ale wybrałam kanapkę z grillowanym kurczakiem, bez panierki, czyli tzw. mniejsze zło. I to jeszcze nic. W sobotę mój M. miał urodziny, więc obydwoje w ten dzień nie liczyliśmy kalorii. Oj zjadłam sporo... Kawałek takiego lodowego tortu, tortellini, barszcz z pierogami, dwa ciastka z czekoladą... Cały czas byłam pełna i wieczorem było mi już naprawdę niedobrze. Ale mój M., który ogólnie cały czas mnie demotywował, mówił, że standardowo po tygodniu sobie odpuszczę, bo już było tak milion razy, powiedział, że taki dzień mi się przyda, bo podkręcę metabolizm. Ale i tak miałam wyrzuty sumienia.
Dzisiejszy dzień był już standardowy i zjadłam równo 1500 kcal, do tego turbo spalanie z Ewą też za mną. Powiem wam, że dzisiaj się mega starałam i w tych ćwiczeniach, o których wam wcześniej pisałam, czułam brzuch. W ogóle coraz bardziej podoba mi się ten trening, oczywiście po dwóch rundach zaczynam "żałować", przy rundzie z "tupaniem" twierdzę, że nie cierpię tego treningu, ale po 8 rundzie, a po treningu to już w ogóle, jestem przeszczęśliwa i mega zadowolona, że wytrwałam i dałam z siebie wszystko, bo z każdym treningiem jest ciut łatwiej, ale mimo wszystko kończę caaaała mokra.
Tak więc weekend pełen grzechów za mną, ale do świąt znowu będę się trzymać mojej diety i ćwiczyć jak najczęściej :-)
Mam nadzieję, że u was troszkę lepiej niż u mnie ;-)
Dobranoc kochane :-*
naughtynati
17 grudnia 2013, 19:43oj dla mnie weekendy też najcięższe są.. ale na szczęście jakoś się trzymam, chociaż chwilami łatwo nie jest. ;)) powodzenia!
liliana200
17 grudnia 2013, 13:09Kochana mi odwołali loty do Poznania do marca więc dlatego nie mogłam tam lecieć, Poznań, łudź, Szczecin, Bydgoszcz - odwołane. Do Wrocka miałam ale tez masakra bo połączenie od nas nam nie pasowało żeby dojechać i bardzo późno byśmy byli w domu, albo i nawet rano na drugi dzień. Także został Gdańsk, Warszawa albo Kraków ale też różnica w cenach. To była przygoda tak lecieć - i ten sprint na PKP. Tak moja teściowa lubi narzekać dlatego nie lubię tam jeździć, denerwuje mnie to że muszę tego bełkotu non stop słuchać.
Olaa92
16 grudnia 2013, 23:09I oby tak dalej:) Gratuluję spadku wagi:):)
klaudiaankakk
16 grudnia 2013, 21:13i tak jest dobrze ! ;) damy radę;)
streaker
16 grudnia 2013, 18:51kochana powiem Ci że ja też tęsknię za bieganiem, i gdyby nie to że jest szybko ciemno to nadal bym biegała mimo zimy ; )) ja tez poszalałam w weekend :D