Tak, poddałam się. Jak kretynka stwierdziłam, że mi się nie chce, że i tak mi się nie uda, że nie mam po co, że tak źle nie wyglądam. Powodów było milion! Tu grill, tu jakieś lody z chłopakiem, to, tamto a brzuch rośnie i rośnie i rośnie. Czuje się jakbym co najmniej była w 10 miesiącu ciąży.
Nie zdawałam sobie sprawy, że z każdym jedzeniem ciasteczek o 22 robię się coraz większa, że będzie coraz trudniej.
Baaa, nawet jak ostatnio miałam ćwiczyć z koleżanką, to nasz trening zaczął się piwkiem w barze i stwierdzeniem "po co mamy chudnąc, schudniemy, zajdziemy w ciąże i tyle z naszej męczarni".
Wiem, żałosne. Każdego wieczora, gdy pojadłam sobie już jak dorodny prosiaczek miałam wielką motywacje, oj wieeeelką. "OD JUTRA ZACZYNAM". Ile razy to słyszała moja poduszka. I zaczynałam! stosem kanapek.
Wiele czynników jednak spowodowało, że zaczęłam poważnie myśleć o wróceniu do ćwiczeń. Przecież to tylko godzinka dziennie!
Motywacja? cała lista! Jednak najbardziej kopa daje mi to, że moje kochanie wyjeżdża za granice na 3 miesiące :( i postanowiłam, że faktycznie będę "usychać z tęsknoty"! Jak wróci, to chce wyglądać inaczej, dla niego. Niech chociaż raz uda mi sie go zaskoczyć.
Liczę, że z wami tym razem na pewno mi się uda! Że nie pozwolicie mi sie poddać.
Chce kolejny raz zacząć i już się nie poddać.
Pozdrawiam was gorąco! :*
Magiczna_Niewiasta
10 września 2014, 11:40Piękna motywacja, nie ma to jak zaskoczyć swojego partnera tak pozytywnie. Z pewnością bardzo mu się spodobasz o kilka kg mniejsza, trzymam kciuki i do roboty! :)
ruda505
10 września 2014, 11:51mam taką nadzieję :)
NormaJeane
10 września 2014, 11:40Oj piekna, mam identycznie...
NormaJeane
10 września 2014, 11:40Oj piekna, mam identycznie...