Dzisiaj mały grzeszek nr 1, a mianowicie moja druga babcia zaproponowała ugotowanie pysznego makaronu... No i podkusiłam się ;) Ale na tylko odrobinkę, więcej wzięłam sobie warzywek (makaron jest w sosie z sera pleśniowego z mlekiem i maaaasą selera naciowego, więc pycha). Powybierałam sobie jak najwięcej selera, sera trochę mniej i mało makaronu no i zjadłam. Cóż od czasu do czas mam nadzieje, że bardzo to nie wpłynie na moją dietę ;)
Bez słodyczy się dalej trzymam, dzisiaj 4 dzień. A dla mnie to naprawdę sukces, bo ostatnimi czasy bez słodkiego w ogóle nie wytrzymywałam ani jednego dnia.
A jutro przyjeżdża Ona... Naprawdę już nie mogę się doczekać, tak dawno się nie widziałyśmy. Cholernie się za Nią stęskniłam. Już się przyzwyczaiłam, że Ona jest wreszcie i nareszcie ciągle blisko, raptem 30 minut autobusem... Wiecie, 30 minut komunikacją miejską, a 5 godzin zatęchłym PKSem to dwie różne rzeczy, więc naprawdę się cieszę, że Ją mam tutaj już... To chyba pierwszy rok szkolny, gdzie naprawdę cieszę się, że już szkoła, bo tylko wtedy Ona jest w mieście xD Na wszystkie dłuższe wolne dni wyjeżdża do siebie, więc są dla mnie teraz niemalże torturą ;) Ale na szczęście to już jutro... Jeszcze jakieś... 28 godzin :3
angelisia69
31 stycznia 2015, 17:04babciny makaron to nie grzeszek ;-) gorzej jakies ciacha
Rolla20
31 stycznia 2015, 17:16Na szczęście od tych nadal się powstrzymuje :D