Baardzo mnie to cieszy gdyż... to znaczy, że niebawem dokonam pierwszego pomiaru na diecie :P
Nadchodzi weekend, a wg mojej krótkiej ale zawsze jakiejś kariery na diecie Vitalii łatwiej jest mi się trzymać kropka w kropkę jadłospisu, gdy nie chodzę do pracy (!szok, bo do tej pory dom=jedzenie bez umiaru!). Tymczasem radzę sobie jak umiem, nienawykła do myślenia o szykowaniu śniadań zamieniam, podmieniam i kalkuluje, żeby nie kopsnąć się o jedno zero z 1000 na 10 000 :P
Mąż przestał się śmiać. Właściwie to jest zachwycony, że mam ciągle pomysł na obiad - który dla niego i synka ubogacam lub lekko modyfikuję - żeby nie robić 2 totalnie różnych posiłków.
Śmieje się jednak wciąż z hulania hula hopem. Nie mniej jednak - idzie mi zdecydowanie lepiej, mogę śmiało kręcić już ponad minutę bez spadania koła - robię więc mniej skłonów :O
Głupie jest tylko to, że wstrzymuję jakoś nienaturalnie oddech w czasie hulania ?!
Poprawi się...
Co do mojego koła to nie jest z wypustkami kulkami itd... bo naczytałam się o tych siniakach :P Nie jest też super ciężkie, bo przestudiowałam temat, że tak się nie zaczyna i że najlepiej gdy waży ok 0,5kg moje waży jakieś 0,4kg podobno. Jest plastikowe - opisane jako ergonomiczne więc też nie całkowicie gładkie ale jest niebolące :p kolejna zaleta mojego koła to to, że jest składane i kosztowało 19,90zł - jak stwierdzę, że chcę zostać hoopdancerką (ehe :P) to szarpnę się na te sportowe - cięższe i droższe (gładkie!) - na allegro już od 45 zł średnio.
Dla zaciekawionych tematem hulania polecam filmiki tej Pani:
Nyeusi_
4 stycznia 2018, 23:54Podziwiam za hulanie, ja to 5 sekund max i spada. Nie miałam cierpliwosci :P