wczoraj z dietą było ok do godziny 16.00
potem byłam w indyjskiej restauracji i zjadłam solidną kolację ze słodkim napojem...
kaloryczna to ona na pewno była...
wróciłam do domu i bardzo niemądrze napiłam się z narzeczonym wina... tak mnie to wino rozluźniło, że przerzuciliśmy się na absoluta z colą... i tym oto sposobem ubzdryngoliłam się jak stary żul
oczywiście dziś się fatalnie czuję, bo w nocy spać nie mogłam, a rano jeść. Do pracy nic nie wzięłam więc pewnie zjem w knajpie:/ (no i zjadłam kluski śląskie, bitek wieprzowy w sosie + surówka) i na tym chyba poprzestanę...
(edit. ukochany zrobił bananowego shake'a (banan+mleko) i skusiłam się na większą szklankę... boshe jakie to pyszne było! i to była moja kolacja)
obiecuję poprawę:( dziś poćwiczę i na kolację zjem zupę...
ćwiczeń było 50minut a kolacja serek wiejski
inesiaa
28 stycznia 2014, 13:34Takie spontany najfajniejsze:)))
Caandyy
28 stycznia 2014, 13:02Kazdemu się przydaje dzień relaksu:)
truskawka1988
28 stycznia 2014, 09:20ładnie popłynęłaś:D:D
Karampuk
28 stycznia 2014, 09:16no no no :-)
angelisia69
28 stycznia 2014, 09:08hehe bywa i tak,lepsza kolacja w normalnej restauracji niz w barze chinczykowym czy jakies fastfoody.Odkacuj sie i pocwicz a apetytu to i tak pewnie nie bedziesz miala,jutro twoj organizm zapomni o wpadce ;-)