dziś krótko, bo nie ma w sumie o czym pisać.
Jedzenie nadal nie ogarnięte. Czemuż nie mam wróżki matki chrzestnej, która by mi ugotowała dobre jedzenie a później zagoniła do ćwiczeń? Już bym patyczek była a tak to pień. Wielki gruby pniak. Ale... nie mogę tak mówić, bo trudno, taka jestem na razie - pniakowata, ale przecież jestem człowiekiem. Jak mam się nie dać innym dołować siebie, skoro ja sama tak się dołuję? Sama siebie wpędzam w złe myśli o sobie samej. A u mnie taki dołek jest zajadany, czyli powstaje błędne koło. Postanawiam, że tak powoli, małymi kroczkami zmienię myślenie o sobie (ale postaram się, by nie poszło ono w stronę poddania się tłuszczowi i zaakceptowania go i uważania za część mnie), bo pod tym tłuszczem może i jestem fajna. Może.
Superbabeczka
10 stycznia 2017, 21:59Nie może a na pewno :)))) Wygląd ważna rzecz ale sam wygląd nie wystarcza...
agajeszczeraz
10 stycznia 2017, 21:54autokrytyka wskazana ale bez przesady.;)..... jesteś fajna,bo ja mam w znajomych tylko fajne osoby hehehe ......a taką wróżkę też bym przygarnęła :D