to jest tak.
Jem wydaje mi się, że w normie - może chleba za dużo, bo w domu zjadam dwie kromki i w pracy później dwie podwójne, czyli omg 4 kromy! Po powrocie do domu jem jedno danie, zamiast dwóch, ale oczywiście nie jem zupy, która jest zdrowsza a łapię się za drugie danie. :) Dzisiaj były to dwa parzuchy z sosem i kawałek gotowanego kalafiora.
Podsumowując dzień: 6 kromek chleba (pieczonego w domu z ziarnami), trochę masła, wędlina, 0,5l pepsi, jabłko, 2 parzuchy, sos - tzn polędwica wieprzowa uduszona ze śmietaną, marchewką, pietruszką i chyba selerem. Po co była mi ta pepsi? Dla szczęscia, mega zastrzyk cukru i świat jest piękniejszy.
Ale jak wracam i myślę o sprokurowaniu jakiegoś obiadu do pracy to mi się nie chce. Może od poniedziałku się zawezmę, ale kto to wie? ;) I w weekend do szkoły - jak się człowiek nie uczył w młodości, to się uczy w "starości" ;p Semestr skończyłam posiadając dwie czwórki i 6 piątek. Brawo ja :D
Ogólnie w pracy to się wdrażam, ciężko mi zapamiętać wszystko, tzn. co kiedy kto robi, ale może w końcu się uda. I lepiej żebym zainwestowała w jakieś dobre tabletki poprawiające odporność, bo dzieci smarkają, kaszlą kichają, normalnie prosto w twarz. Ale taka praca, tak sobie wybrałam ;) I jak początkowo mało kto się odzywał gdy wysyłałam cv, to teraz codziennie dzwoni ktoś, że byłby chętny się spotkać.