Jestem w niedoczasie. Uczę się do pierwszej w nocy, wstaję po szóstej, wracam za szkoły po południu i... zasypiam na jakieś dwie godziny -.- To jest silniejsze ode mnie, po prostu nie jestem w stanie skupić wzroku na książce, bo wszystkie cyfry mi się rozmazują. Potem oczywiście znowu uczę się do pierwszej... I tak w kółko.
Ćwiczeń żadnych jak na razie, tylko sporadycznie. :c Od czwartku zaczynam "30 days in shred" z Jillian i na dniach zrobię pomiary. Po miesiącu będę chciała porównać postępy, więc będę jeszcze bardziej pilnować diety.
Co do diety. Śniadanie, drugie śniadanie, kolacja - łatwo mi jeść zdrowo (no, w miarę) i ograniczać porcje, ale obiad to jakaś tragedia. Jak wrócę ze szkoły i siądę do sztołu to mogę jeść jeść i JEŚĆ i nie czuję nic, a potem, kiedy odkładam sztućce, dociera do mnie że najadłam się - nie, nażarłam się - jak świnia. Jakieś rady? :x
W szkole bardzo ciężko, mnóstwo sprawdzianów, presja, presja, presja.
No i skomplikowałam sobie życie prywatne na własne w sumie życzenie. Trzeba było powściągnąć uczucia jak zawsze i byłoby po staremu - pusto, ale stabilnie.
W weekend może ugotuję coś dietetycznego? :) Na razie lecę czytać "Lalkę" i namoczyć płatki owsiane na śniadanie.
Trzymajcie się, powodzenia! :*