Ostatni wpis 31.03. Było mi wstyd. Napady obżarstwa trwające 3-4 dni. Niemożność przestania jeść bo przecież wszystko jest takie pyszne. Lubię sobie dogadzać, lubię gotować, kocham słodkie. Blaszka ciasta? Co to dla mnie skoro mam mleko w zapasie.
Potem niekończące się imprezy. Alkohol, pizza, frytki nad ranem, wszędzie czipsy. Jak się bawić to się bawić. A potem płakać: bo jestem po prostu gruba!
Potem majówka, jedzenie i picie do tego stopnia że leki na wątrobę pochłaniałam tonami! I po majówce znowu ogarnianie się, zbieranie tego całego śmietnika.
I już było lepiej ale miesiąc później znowu wakacje. Morze, znowu tony jedzenia, kilka dni chodzenia od knajpy do knajpy, nieskończone ilości drinków i przepysznego jedzenia. Dogadzanie sobie, smakowanie...
Nie wiem ile by to trwało. Może w nieskończoność?
Przełom? Dostałam zaproszenie na wesele. Założyć sukienkę przydałoby się... taa... ta w lustrze to ja? Boże, wyglądam w wszystkim okropnie.
Pierwsza próba odstawienia słodyczy i słonych przekąsek. 4 dni. Do piątku jest zawsze idealnie, przychodzi piątek i wszystko bierze w łeb.
Został mi dwa tygodnie. Czy w ogóle są jakiekolwiek szanse w tak krótkim czasie wyglądać lepiej? Jak wygrać samemu ze sobą? ...
Niektóre kobiety zaskakuje lato, a mnie wesele.