Właśnie odnotowałam swój największy sukces, nie tylko podczas aktualnego odchudzania, ale w całym moim odchudzaniu ever.
Wróciłam właśnie z imprezy urodzinowej mojego siostrzeńca. Wiadomo jak takie rodzinne imprezy wyglądają - stoły suto zastawione, alkohol leje się strumieniami (no dobra z tym alko to trochę przesadziłam, w końcu to dopiero pierwsze urodziny, a nie 18-stka 😉). W każdym razie wiadomo wszystko kusi, ciastka, sałatki, półmiski pełne przekąsek. I w tym wszystkim JA, od pewnego czasu na diecie. Co innego wyskoczenie z koleżankami, z którymi widuje się raz na 2 miesiące, na kawę i ciastko w ramach wychodnego, a co innego taka impreza. Przeważnie to właśnie tego typu imprezy oznaczały dla mnie koniec diety, bo na samej imprezie się najadłam wszystkiego, a później jak mi te smaki zostawały to ciężko było wrócić do diety i tak ja odwlekałam.
Na szczęście udało mi się 😁 Na obiad zupa meksykańska, ciasta nie tknęłam żadnego, nawet tortu, choć był mój ulubiony waniliowy z owocami, z sałatek zjadłam tylko trochę makaronowej z suszonymi pomidorkami (to tak w ramach kolacji), i skusiłam się na pół jajka w majonezie (nie mogłam sobie darować, robione przez moją mamę, jedna z najlepszych rzeczy na świecie) i 3 kieliszki wódki.
Jestem tak bardzo z siebie dumna i tak natchniona tym sukcesem, że czuję, że jutro (no a w zasadzie to dzisiaj 😁) bez problemu będę kontynuować dietę 🥰🤩🥳