... jak widać wiele razy. Kurde to nie jest takie proste. Powiedzieć alkoholikowi - "od dziś nie pijesz"... "ok". Tak się nie da.
I fakt, jestem słaba, nie mam silnej woli i szybko rezygnuje. No cóż, nie każdy jest taki silny i wytrwały jak Wy...
Dobra, tyle biadolenia. Teraz fakty. Dziś po raz pierwszy raz od dawna kładę się spać nie nażarta. Zjadłam dziś na obiad sałatkę, na kolację sałatkę. Generalnie sporo zielska, które nie zalega mi w żołądku. Oby tak dalej.
Idzie lato, sezon na owoce i warzywa, będzie łatwiej
Dobranoc Paniom .
ASIOREK71
15 maja 2017, 16:17Nooo ja nawet zeszłam do 107 i popłynęłam koncertowo...Jasne że się nie poddamy!Niestety wiek nie pomaga bo sama czuję że coraz trudniej waga mi spada...Mój organizm nauczył się walczyć o swoje ze mną ale ja mu jeszcze pokarzę kto tu rządzi! ;-)Twarda baba ze mnie i nie dam się!
ASIOREK71
15 maja 2017, 15:55NO TO MOŻEMY PODAĆ SOBIE RĘKĘ...TEŻ ZE MNIE SŁABY CZŁEK I CIĄGLE SIĘ POTYKAM...ale się nie poddamy...No nie???
Pyniowa
15 maja 2017, 16:04Hej Asiorek, ja Ciebie pamiętam :) hihi, twardo trzymałyśmy dietę i widzę obie miękkie rurki przegrałyśmy :D To co, tym razem nie poddajemy się? Chyba warto, bo coraz młodsze nie jesteśmy...
Awa76
15 maja 2017, 05:52Tak trzymaj tym razem się uda.
cayenette
15 maja 2017, 00:27Gratulacje :) Szukaj sobie zamienników, najpierw zdrowego jedzenia, a z czasem zdrowych nawyków typu picie herbaty, umycie zębów, wyjście na spacer itp. zamiast sięgania po tony jedzenia. Masz rację, kompulsy i uzależnienie od jedzenia to jak uzależnienie od alkoholu. Wiele razy miałam tak, że wychodziłam do sklepu po coś słodkiego i towarzyszyło temu uczucie utraty kontroli, w ogóle nad tym nie panowałam - po prostu szłam przed siebie, jakby ktoś mną kierował. A potem odpakowywałam te wszystkie słodycze, zjadałam je na raz i często czułam, że to za mało, mimo ogromnego bólu brzucha. Od jakiegoś czasu na szczęście nad tym panuję, ale jak sobie o tym przypomnę... Brrr, nie chcę do tego wracać.
Pyniowa
15 maja 2017, 00:31I jak sobie poradziłaś? Co dało Ci siłę żeby przestać opychać się jak ćpun?
cayenette
15 maja 2017, 00:36To była długa walka... Szczerze mówiąc nie wiem, czy ją wygrałam. Nałóg to nałóg. Głównie pomogły mi zamienniki i rygor w postaci diety eliminacyjnej - wtedy wiedziałam, że nie mogę kupić niczego innego poza produktami "dozwolonymi". I nie kupowałam. Nadal zdarza się, że się opycham. Ale teraz już przykładowo marchewką, a nie dwiema paczkami wafelków posypanych chipsami.
Pyniowa
15 maja 2017, 01:02Nie wiem jaką masz sytuację rodzinną, ale ja mam syna, męża... którzy generalnie lubią podjeść i nie w smak im jakakolwiek dieta. Syn jak to 19 latek ma szybką przemianę materii, a mąż kocha mnie taką jaką jestem :/ (znaczy się tak mówi :)). Przy takiej drużynie ciężko mi kontrolować zakupy, bo ten chce to, ten tamto, a może weźmy to czy tamto i nagle w domu są i chipsy i ciastka i tona innych produktów, które zapewne na Twojej liście byłyby zakazanymi. I co? Czasami otwieram lodówkę, a one mówią do mnie.... no weź, no weź, tylko jedno... Trudno mi przy nich myśleć o diecie i nawet jak przeprowadzam z nimi poważną rozmowę, że muszę, że to dla mojego dobra... nie widzę zrozumienia. Oczywiście słyszę, tak kochanie, oczywiście, jesteśmy z Tobą, a następnego dnia słyszę... idziemy na pizzę? Ech... zabrzmi to po chamsku, ale bez chłopa w domu łatwiej mi było kontrolować dietę :D
cayenette
15 maja 2017, 06:39Mnie się jakoś udało, ale nie wiem jakim cudem ;) W pracy co chwila jakieś ciastka i batony (bo ktoś ma urodziny, imieniny itp.) i zawsze grzecznie odmawiam, a w domu nie tylko ja robię zakupy, ale też jakoś mi się udaje powstrzymać przed zakazanymi rzeczami. Jak na razie (odpukać). Na pizzę też chodzę :D Jak nie mam na nią ochoty, to sobie wtedy zamawiam zieloną herbatę lub jakiś koktajl, mówiąc, że w pracy jadłam porządny obiad i już nie zmieszczę.