Witaj Vitalio. Witajcie Vitalijki !
Och tak, kiedyś tu byłam. Piękne czasy, sporo sukcesów ! Ach, jakże to było dawno, jak odległe są czasy tych dopasowanych dżinsów i koszul, których guziki nie pękały od wylewającego się biustu!
Kochane moje, schudłam kiedyś 15 kg dzięki zdrowej diecie i ćwiczeniom. Zamierzam swój sukces powtórzyć. Pragnę mieć sylwetkę 68- kilogramowej laski, a nie parówki, z bokami wylewającymi się z o wiele za ciasnych spodni. W nic się nie mieszczę, gdyż z rozmachem wyrzuciłam swoją dawną garderobę, z przekonaniem wykrzykując: "ŻEGNAJ ! JUŻ NIGDY NIE WRÓCISZ!" . Dziś wiem, że warto było zachować wielki wór z ciuchami jak worki. Aj, taki wór, gdybym teraz miała, taki luz w gaciach...
Dziewczyny, generalnie nie jest ze mną najlepiej. Dzisiaj, kiedy wiem, że jestem już pod bramką, już czas, już MUSZĘ się wziąć za siebie- dziś właśnie zjadłam 2 paczki chipsów, pół Nutelli i straszny, tłusty obiad. Gdy wyczuwam w powietrzu, że COŚ muszę, gdy mam presję, gdy wiem, że jest źle- mam niesamowity talent do tego, by sprawić, że będzie JESZCZE GORZEJ. Zjadłam, mam wyrzuty, nie zwrócę tego. Może i mam problem z jedzeniem, ale nie do tego stopnia.
No dobra, mam cholerny problem z łakomstwem, obżeraniem się gdy jestem: smutna, zła, rozgoryczona. Jedzenie to lek, to przyjaciel, pocieszacz, słuchacz, ucieczka. Wiem, że to tragicznie brzmi, wiem też, że jestem o krok od uzależnienia lub- JUŻ jestem uzależniona od kompulsywnego jedzenia. Nie umiem już normalnie zjeść 5 posiłków nie zawierających "czegoś dobrego". Pod tym hasłem rozumiem albo ekstra danie, albo tłusty posiłek, dużo masła, masło orzechowe, chipsy i inne słone przekąski, fast foody, słodycze, wszelkie domowe wypieki najsłodsze i najtłustsze, najlepiej taplające się w śmietanie, oleju, białym cukrze. Nie ma już dla mnie dnia bez takiej "nagrody".
Sama na to patrzę i wiem jak beznadziejnie i źle to brzmi. Chcę to zmienić, ale wiem, że brakuje mi póki co sił. Ale chcę je w sobie znaleźć.
Wiecie co, fajnie by było móc wspierać się tutaj z Wami, kobietami, które też mają taki problem. Nie młodziutkimi, ładnymi, szczupłymi dziewczynami, które ważąc 60 kg myślą, że ich świat się kończy gdy zjedzą pączka. Chciałabym porozmawiać z kimś, kto rzeczywiście czuje, że ma pewne zaburzenia związane z odżywianiem.
Ja nigdy nie ważyłam powyżej 100 kg, choć było blisko. Zawsze katowałam się w pewnym momencie wycieńczającą dietą i ledwo co- ale się uchowałam. Wiem, że można utrzymać zdrową dietę- choć bywa ciężko i okupione jest to strasznym wysiłkiem.
Pozdrawiam Was i cieszę się, że zrobiłam ten pierwszy krok i założyłam pamiętnik. Nawet tak jak teraz, siedząc obżarta, mam nadzieję, że niebawem się to zmieni. Być może jutro, być może pojutrze, będę mogła Wam napisać: Dzisiaj "nagrodą" był zdrowy deser złożony z fajnego, wymyślnego przepisu z owoców, jogurtu, płatków owsianych. Ale dzisiaj Wam napiszę, że gdy widzę te odchudzone przepisy- to naprawdę odechciewa mi się jeść w ogóle.
Puchna Ślubna
Mileczna
15 października 2014, 10:15Najlepsze co moge powiedzieć to :witaj w klubie :) W zeszłym roku pozbyłam się prawie 17 kg ... Pomalutku przez wiosne i lato odrobiłam aż 8 kg. Zrobiło mi się zamieszanie w życiu związane z przeprowadzka do Holandii i nawet nie wiem w którym momencie znowu zaczełam stresy leczyć jedzeniem. Najpierw niewinnie ,a potem to tak właśńie zaczeło wyglądać ,że paka chipsów w nagrodę. Z tego co piszesz jesteś chyba w najmniej przyjemnym moemencie tego całego procesu. Juz podjęłaś decyzję ,ale ciężko jest na pstryknięcie palca zrezygnować z jedzenia ,które np. w moim przypadku w zasadzie mogłabym nazwać pełnowymiarowym nałogiem. Mnie w tym początku naprawdę pomogła dieta Vitalii ,wiem że awt na jeden miesiąc jest to dośc kosztowna sprawa ale moim zdaniem to jest najlepsza inwestycja b inwestycja w sama siebie. Ja byłam zaskoczona "normalnością" tych przepisów ,w sensie że to nie jest sałata gotowana na parze. Od samego poczatku tez ustaliłam sobie ,że w łikendy nie szaleje z ta dietą. Nie znaczy to bynajmniej że w sobote od samego rana spaceruje z chipsami w ręce ,ale zdarza mi się np. smażoną rybe zjeść na mieście. Pilnuje tylko żeby nie było tego za dużo. Co nie znaczy ,że ciagu ostatnich dwóch miesięcy się nie objadłam jak świnka. Ale nie było mi z tym dobrze i bardzo dawno juz mi sie to nie zdarzyło. Bo nie chodzi nawet o wyrzuty sumienia ,ale o to że poprostu źle sie czułam fizucznie. Ciężki brzuch itp. Teraz po dwóch miesiącach znowu mi to zdrowe gotowanie i zdrowe jedzenie weszło w krew. Ja się nie czuję jak na diecie ,ja poprostu zdrowo jem. A zaczęłam czarować takie rzeczy ,których nigdy wczesniej nie jadłam. Spowrotem też nabyłam umiejetnośc zmniejszania porcji jakie pochłaniam ,co przy pysznym jedzeniu nie jest wcale łatwe :))) Najważniejsze juz zrobiłam - podjęłas decyzje ,ale samo sie nic nie zrobi ...trzymam kciuki ,naprawdę wszystko jest w zasiegu ręki!