Taki byle jaki dzień dziś. Znaczy nie było źle. Było sporo śmiechu, miłe chwile, chwile wkurzenia. Nie miałam czasu za bardzo się nudzić nawet.
W pracy robiłam wszystko, żeby nie pracować. Mam tak strasznego lenia, że aż wstyd. Wymyślam sobie jakieś mało znaczące zajęcia, a prawdziwa robota się piętrzy. A przecież muszę większość popchnąć przed świętami, bo będę się zamartwiała, że czegoś nie zrobiłam.
A po pracy poszłam na zakupy. Przeszłam się po centrum i kupiłam sobie fajną sukieneczkę. Kobieta w sklepie twierdzi, że to tunika. Moja mama twierdzi, że to tunika ale dla mnie to sukienka przed kolano. Mam stosunkowo zgrabne nogi więc co je będę ukrywała :D A później jeszcze zgarnęłam mamę w samochód i pojechałyśmy do centrum handlowego. Skończyłyśmy zakupy bluzkę, spódnicę, sweterek, kolorowe rajstopy i spinkę do grzywki później :) To plus prezent choinkowy dla brata i bratowej równa się pół pensji mniej. W sumie to już chyba czyste konto mam. Ale trzymam kciuki, żeby szef coś rzucił na gwiazdkę.
W centrum spotkałam swoją ciotkę. Zaczęła się zachwycać jak to dużo schudłam. Zresztą kobieta z jednego sklepu do którego dość często zaglądam też o tym mówiła. Fajne to jest. Dlatego od jutra znowu zęby w ścianę, bo coraz bardziej zaczynam sobie popuszczać w jedzeniu. A do świąt można jeszcze cokolwiek zgubić i znowu kogoś zachwycić.
Dziś zjadłam:
- drożdżówka
- jabłko
- żurek z połową jajka
- 5 fornetti (skutek robienia zakupów na pusty żołądek)
- pierogi z serem smażone ze śmietaną, nie wiem ile, z 8 może
- kawałek piernika
Jestem padnięta. Trzeba przyznać, że dzień był dość intensywny. Teraz tylko szykowanie lansu na jutro, szybki prysznic i kima. Jak mi się spać chce.....
orchidea24
16 grudnia 2009, 20:49pierogi z serem...;)