Dziś cała masa ludzi podziwiała jak to cudownie wyglądam, jak bardzo schudłam i same ochy i achy. Jakoś dziwnie się czułam. Nie to, że nie potrafię przyjmować komplementów, ale jakoś tak nierealnie to brzmiało. Czy to możliwe, że spotkałam dziś zastępy samych fałszywych ludzi, czy może prawdą było co mówili?
Przez te wszystkie pochlebstwa kilkakrotnie stawałam przed lustrem, żeby upewnić się, że jednak nie jest tak źle. Może rzeczywiście inaczej trochę wyglądam. Może brzuch jakoś drastycznie mi nie spadł, ale zmieniła się ogólnie moja sylwetka i wyglądam bardziej subtelna. Choć jeszcze daleka droga przede mną.
Przez to nieszczęsne przeziębienie nie trzymam diety. Nie opycham się, bo nadal za specjalnie nie mam apetytu, ale za bardzo nie zwracam uwagi na to co jem. Na śniadanie zjadłam bułkę razową z serem żółtym i pomidorem. Na obiad talerz zupy kalafiorowej i pomarańczę. Później kilka małych ciasteczek korzennych, kawałek ryby smażonej, 6 smażonych pierogów i deser czekoladowy bakomy. A, i mandarynkę też. Tak jak widzę to spisane to wygląda, że jednak sporo zjadłam, ale rozłożone na cały dzień to wcale nie było tak dużo. Ani razu nie byłam tak na full najedzona. Teraz to nawet jestem trochę głodna. Mam ochotę na jajecznicę, ale chyba powstrzymam się od jej zrobienia.
Ćwiczeń zero. Tydzień temu byłam na siłowni. Data ważności karnetu wygasa niedługo, a ja mam jeszcze masę wejść niewykorzystanych. Mam nadzieję, że podleczę się przez weekend i od wtorku popruję na siłownię. Chociaż popedałuję na rowerku stacjonarnym.
Lecę chyba się położę. Jakoś ostatnio kiepsko sypiam, może w końcu uda mi się wcześniej zasnąć i przespać spokojnie całą noc.
Miłego wieczoru dziewczyny
patih
11 grudnia 2009, 22:07przy chorobie podświadomie je się to czego organizm potrzebuje, sam się domaga tego czego mu akurat brakuje wiec nie miej wyrzutów sumienia