Zacznę od tego, że spałam prawie 12 godzin. Położyłam się wczoraj zaraz po 20 bo koszmarnie się czułam. Wstałam dziś przed 8. Obudziłam się z obolałym kręgosłupem. Już wiem, dlaczego mnie boli. Kilka miesięcy temu miałam to samo, napierdzielał mnie na maksa, nie mogłam się za bardzo ruszać. Biegałam wtedy jak wariatka na siłowni, ale myślałam, że to po prostu korzonki. Przestałam ćwiczyć i ból z czasem zanikł. Ale pobiegałam znowu wczoraj i dziś nie mogłam z samochodu wysiąść. Chyba bieżnia nie jest dla mnie. Następnym razem poprzestanę na rowerku i na atlasie.
Byłam dziś u babci na wielkim rodzinnym obiedzie. Rano zjadłam na śniadanie jajko na twardo i byłam pewna, że wytrzymam wszelkie pokusy stołu u babci. Ale przeliczyłam się. Zanim tam dojechaliśmy byłam tak głodna, że z progu zabrałam się za ciasto (w sumie ze 4 kawałki zjadłam), później zjadłam talerz barszczu białego z jajkiem, wkładką i 2 kromkami chleba plus jedno skrzydełko. Skończyłam z bólem brzucha. Przyjechałam już do domu, ale nadal nie za ciekawie się czuję. Po pierwsze dlatego, że jestem wkurzona że aż tak się nawpierdzielałam, choć po kawałku ciastka i zupie mogłam przestać. Po drugie, że nażarłam się jak świniak aż mi niedobrze i boli brzuch. No, ale przede wszystkim dlatego, że rano waga wskazała 74,5 kg!!!!! Moje wymarzone poniżej 75 kg. Ale już to pewnie zaprzepaściłam :(
No, ale nie będę płakała nad rozlanym mlekiem. Mam nadzieje, że moja pusta mózgownica coś zrozumiała i już nie da mi tyle jeść. Dziś dalej czyste proteiny, co pewnie będzie się wiązało ze zjedzeniem gotowanej ryby na kolację. A jutro proteiny plus warzywa. Suuuuper!!!! I dam chyba sobie spokój z siłownią na weekend. Niech kręgosłup się zrelaksuje :)
TosiaNaDiecie
5 grudnia 2009, 20:35no to gratuluję postępów ;)