Od poniedziałku nie jestem na żadnej diecie. Tzn trochę się pilnuję (pilnowałam) ale specjalnie nie przywiązuję wagi do tego co jem. A obiecywałam sobie, że mimo tego że proteinową zostawiam to będę się zdrowo odżywiała. Moje łakomstwo nie zna granic.
Wczoraj zjadłam zdrowe śniadanie, kefir i otręby. Później w pracy zamówiliśmy obiad i zjadłam smażonego kurczaka, ziemniaki i surówki z różnych rodzajów kapusty. Do tego kilka czekoladek z bombonierki. Ehhh... a później od 16 do 21 dieta płynna w postaci piwa. Tak 3 duże we mnie weszły. Nie zdrowo, ale brzuch dziś stosunkowo płaski.
Dziś na śniadnie grahamka, ser żółty i pomidor. Na drugie śniadanie też. Na obiad 15 dag ciastek i kilka gryzów fasolki po bretońsku plus kromka chleba. Nie dobrze. I 3 śliwki zjadłam. A teraz czekam aż ciasto drożdżowe mi wyrośnie, bo robię bułeczki drożdżowe z serem i jagodzianki. To tak, żeby zaimponowac facetowi... wiecie, przez żołądek do serca ;)
Jutro wieczorem wyjeżdżam na cały weekend nad jezioro. Ma byc ciepło, ale ja nie zamierzam nakładac stroju kąpielowego. Krępowała bym się za bardzo. Zresztą nawet nie mam bikini, a w jednoczęściowym czarnym który posiadam raczej nie wyjdę.
alyssaa
13 sierpnia 2009, 19:25na krótką metę trochę grzeszków Ci nie zaszkodzi. Trzymaj się :)