Od wczoraj po raz n-ty zaczęłam fazę uderzeniową diety protal. Już sobie obiecywałam, że dam sobie spokój z tą dietą i wezmę się za coś bardziej racjonalnego, ale jakoś powracam do niej ciągle i ciągle. Pewnie dlatego, że szybko widać efekty. A ja wraz z pierwszymi promieniami wiosennego słońca potrzebuję szybkich efektów jak powietrza.
Poniedziałek pod względem dietetycznym wyszedł super. Dzień był zwariowany sam w sobie a dietę jeszcze trudniej było wpleść między jednym wariactem a drugim.
Menu:
śniadanie: 2 parówki na gorąco
w pracy: mały jogurt natualny+serek wiejski
obiad: gotowana pierś z kurczaka + 2 korniszony
kolacja: parówka drobiowa + wędzony brzuszek z łososia + gruby plaster twarogu
O 7 wyszłam z domu do pracy, na szczęście po śniadaniu. Później 8 godzin w firmie i zakupy bieliźniarskie (kupiłam sobie super przeźroczyste figi z czerwonej koronki, kupa kasy poszła na to ale było warto :D). Z zakupami prosto do przyjaciółki od której po kilku godzinach odebrał mnie Luby. Kilka godzin u niego i do domu mnie odprowadził. Jak wyszłam z domu o 7 tak wróciłam po 23. Zanim wzięłam prysznic i zjadłam kolację to była północ, o 6 trzeba było wstawać i jak zwykle się nie wyspałam.
Ale dziś robimy sobie przerwę, bo od 4 dni jesteśmy ze sobą przez większą część dnia. Czas złapać oddech. No i czas pomalować paznokcie, ogolić nogi, nałożyć maseczkę i zrobić się na bóstwo....ehhhhh..... I mam nadzieję trochę poćwiczyć dziś. Ostatnio czuję przemożną potrzebę wyciągania się, rozciągania się i forsowania się. Chyba naprawdę wiosna idzie. W końcuuuuuu.................