Jestem w ciągu.
Jem bez opamiętania.
Kiedy budzę się
nazajutrz po obżarstwie, przysięgam sobie, że dziś już tak nie zrobię,
ale kiedy przychodzi popołudnie, jest mi już wszystko jedno i chcę tylko
jednego: słodkiego!
DUŻO SŁODKIEGO!
Inaczej umrę, rozpadnę się na miliard kawałków, zwariuję, oszaleję. To napięcie jest nie do wytrzymania.
Boże, błagam, jeśli istniejesz, pomóż mi i odbierz mi ten przymus obżarstwa!!!!!!
Gardzę sobą za to kim jestem, za brak silnej woli, za niesystematyczność...
Mi to nawet nie smakuje... Ale kiedy przychodzi wieczór, to COŚ we mnie wstępuje, rozum idzie spać, a ja MUSZĘ jeść DUŻO, co dzień to więcej...
Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś mnie przytulił, przygarnął, wspierał, zabrał ode mnie ten przymus, zabrał ode mnie to jedzenie, zamknął mnie w klatce i karmił pomidorami... Ja już nie daję rady...
Karampuk
5 lutego 2020, 17:57a próbowałas psychoterapii
potyczki-jedzenioholiczki
6 lutego 2020, 02:07Nie pomoglo :(
agazur57
5 lutego 2020, 14:45Nie trzymam nic słodkiego w domu, bo mnie kusi. I to działa, bo nie chce mi się już wychodzić po nic.
potyczki-jedzenioholiczki
5 lutego 2020, 15:19U mnie jest jeszcze droga z pracy do domu. Jak nie biorę pieniędzy, to jestem w stanie iść do sklepu i wziąć na kredyt. A jak nie przywiozę nic ze sobą, to jeszcze są w domu słodkie produkty, które nie są moją własnością, nie mogę zabronić innej osobie ich posiadania, ale mogę ukraść a potem odkupić. I niestety nie mam co liczyć na "zrozumienie sytuacji" przez te osobe, bo jest to moj stary, schorowany, wiekowy tata z psychika malego dziecka. Także, jak by na to nie patrzeć, zawsze znajdę dostęp do słodyczy albo czegokolwiek innego, czym można się objeść.
agazur57
6 lutego 2020, 08:58Niestety też mam to samo- albo nie jem, albo jem. Chociaż ostatnio wyjątkowo badziewnie czuję się po cukrze- boli mnie głowa, więc sama z siebie ograniczyłam.