Od ponad tygodnia dzielnie uskuteczniam spacerki. Staram sie zrobić minimum te 7 km dziennie. W ostatnią sobote udało mi się dobić prawie do 12 km. Przez 10 dni tylko raz sie nie udało wyrobić limitu bo przez cały dzień lało. Jutro ostatni dzień zajęć na basenie z fizjoterapeutą. Potem jeszcze 2 tygodnie spokoju i powrót do pracy... po ponad 4 miesiącach nieobecności.
A waga? Chyba się zepsuła... Stoi w miejscu jak zaczarowana, od dwóch tygodni...
Po dniu jutrzejszym, najczarniejszym w ciągu całego roku, waga na pewno ruszy. I to na 100% w góre. xD
zurawinkaaa
28 lutego 2019, 08:33Oh te zastoje. U mnie był niecały tydzień. I działało na mnie demotywujaco. Wczoraj ruszyło ale dzisiaj dalej w górę. Juz się nawet nie przejmuje. Powodzenia żeby w końcu spadło u ciebie ;)
poprAniolek
28 lutego 2019, 16:13Po dzisiejszym szaleństwie na pewno nie spadnie. Ale nie ma co zwieszać uszu i robić swoje. Kiedyś ruszy we właściwym kierunku. :-D