Cała Vitalia kipi od postanowień noworocznych a ja jakoś tak nie mogę się zebrać. Ale dałam sobie dwa tygodnie i swoje plany zaczynam wdrażać wraz z rozpoczęciem kolejnego roku życia W sobotę lub niedzielę będzie ważenie i mierzenie żeby wyznaczyć sobie jakiś punkt 0.
Ogólnie nie jest źle. Święta spędzone bardzo grzecznie - chyba pierwszy raz w życiu nie byłam przejedzona i ociężała. Całe to gotowanie i pieczenie "odwaliłam" na chybił-trafił bo prawie niczego nie mogłam nawet spróbować w celu przyprawienia. Ale sól, pieprz i inne przyprawy w domu są więc każdy miał szansę na swoje smaki. To, że nie zjadłam ani jednego pieroga, grzyba, kapusty, śledzia itd. zakrawa na cud.To samo dotyczyło ciasta. Nawet nie podejrzewałam, że wykażę się tak silną wolą Pieczenie chleba weszło mi już w nawyk i jeden bochenek starcza mi na tydzień - jak braknie są przecież ziemniaki, kasza, makaron... Najważniejsze, że brzuch się uspokaja. Najbardziej brakuje mi jednak surowizny: jabłek, buraków, kiszonej kapusty. I mam straszną ochotę na sos z cebulą. Ale zdrowy rozsądek działa, a wizja możliwych skutków skutecznie powstrzymuje przed szaleństwami