źródło: https://www.pinterest.com/pin/99149629270258773/
Czasem od samego rana wiadomo, że będzie cholernie ciężko wytrwać przy swoich zdrowych postanowieniach. Zaczyna się już przy śniadaniu, kiedy zamiast posłodzić herbatę łyżeczką miodu nie możesz się oderwać od słoika i 5 łyżek później czujesz, że schrzaniłaś sprawę.
Ale może się pojawić dopiero po obiedzie, gdy – zwiedziona złudnym poczuciem dobrze wykonanego dietetycznego obowiązku – dajesz sobie przyzwolenie na „nagrodę” w postaci czegokolwiek, czego z pewnością jeszcze rano nie było w Twoim planie.
W każdym razie – widmo pokusy wisi nad Tobą nieustannie, tylko w zależności od nastroju i warunków meteorologicznych (jak w moim przypadku) albo te pokusy zaczną Ci wiercić dziurę w brzuchu, albo łaskawie nie zaczną. Do czasu.
Przyzwalając na to, by aura pogodowa (niskie ciśnienie!) miała co kilka dni wpływ Twój nastrój, apetyt i odporność na pokusy równie dobrze już teraz możesz położyć się na stercie czekolad i czekać, aż nadprogramowe 20 kg samo do Ciebie przyjdzie i już zostanie z Tobą na wieki.
Dlatego czas zaopatrzyć się w narzędzia do walki z denną pogodą i równie dennym nastrojem!
Po co czekać, czy ten dzień okaże się kiepski, czy jednak nie? Każdego dnia wstawaj z mocnym postanowieniem, że to będzie dobry dzień, bo TY GO UCZYNISZ DOBRYM DNIEM!
Pogoda już od rana jest do dupy? Z jeszcze większym samozaparciem uruchom wszystkie możliwe poprawiacze nastroju! Wyposażona w dwie wielkie szklanki wody z cytryną, miodem i imbirem już z rana zgaś w zarodku pragnienie, by napchać się czymś słodkim.
Nie pomogło? Do śniadania przygotuj mini zestaw tzw. „umilacz”, składający się np. z dodatkowej porcji bakalii, połówki banana i kostki gorzkiej czekolady + aromatyczna herbata lub kakao. Jeśli to oznacza 200 kalorii więcej, no to trudno. Ważne, żebyś przez resztę dnia miała spokój, a tą nadwyżkę spalisz na skakance w ciągu dnia! (A przy okazji to też poprawi Ci humor).
Skoro już czujesz się zmuszona, by się takim umilaczem pożywić, niech każdy kęs będzie najbardziej świadomie przeżytym kęsem tego dnia. Wgryzając się w słodycz rodzynek lub czekolady (gorzkiej!) powtarzaj sobie w myślach: „Tak, to jest TEN MOMENT, kiedy zaspokajam swoją żądzę słodyczy. Robiąc to teraz, z samego rana – przez resztę dnia nie będę już miała wymówki by powtórzyć tą ucztę.”
Taka chwila dzisiaj już się nie powtórzy (bo przecież nie jesteś rozkapryszonym bachorem, który nie przeżyje bez czekolady, prawda?), więc ciesz się tym wszystkimi zmysłami, oglądaj ze wszystkich stron te drobne (ale w miarę zdrowe!) pyszności które zaraz wpakujesz sobie do ust. Niech do Twojego mózgu dotrze wyraźny komunikat: „Dostałeś to co chciałeś, nie waż się marudzić przez resztę dnia, bo to ja decyduję, czym Cię nakarmię.”
(W sumie to trochę bez sensu, bo wszystkie procesy myślowe i tak zachodzą w mózgu, a bez sprawnego mózgu guzik byś zdecydowała, no ale mniejsza o to :D)
A może ktoś z Was ma jeszcze lepszy pomysł na dobre rozpoczęcie kiepskiego dnia?