Powoli, oczywiście :) Zanim zacznę stosować jakąś dietę i regularne ćwiczenia, postanowiłam trochę się "rozgrzać". Od początku tygodnia staram się nie jeść słodyczy (nigdy nie pochłaniałam ich w jakiejś strasznej ilości, więc zaczęłam w sumie od prostszych rzeczy :) ), i jak na razie całkiem nieźle mi idzie, skusiłam się raz na batonika Cini Minis czy jakoś tak, na bazie tych płatków do mleka. Wiem, cukier jest, ale dostałam okresu i byłam w dużej potrzebie tego dnia, wiec i tak jest nieźle. Poza tym nic! I dopiero dzisiaj poczułam, że trochę zaczyna mi brakować tych łakoci, coś tam jednak podjadałam, mniej lub bardziej świadomie, i teraz czuję niedostatek. Ale chyba dam radę...?
Na śniadanie jadłam ciastko owsiane (raz skusiłam się na ukochanego precla), do tego kawa z mlekiem. Wiem, kawa zło, mleko jeszcze większe zło, ale KAWY RANO MI NIKT NIE ZABRONI i taką będę piła, żeby nie wiem co.
Obiad chyba z tego wszystkiego najlepszy, na 2 dni zrobiłam indyka ze sporą ilością papryki (pokrojona w kostki i rzucona po prostu ba patelnię, to samo ze sznyclem z indyka, niedużo oliwy), do tego ryż brązowy. Potem przez 2 dni kasza gryczana + taka potrawka też z papryki (heh, sporo jej miałam :) ) i pieczarek. Wszystko fajnie, ale 1,5 godziny po obiedzie czuję, że robię się znowu głodna :/ Trzymam się jakoś, wodę popijam albo herbatę zieloną, ale nie jest łatwo i na pewno nie komfortowo. No cóż, widocznie tak musi być.
No ale moim popisowym daniem była wczorajsza kolacja. Zaznaczę, że od poniedziałku nieźle się trzymałam i jadłam jakieś "lekkie" rzeczy (2 małe kanapki z wędliną / brzoskwinia). Wczoraj natomiast po powrocie do domu, ok 19, nie zjadłam nic, ale jak już ok 20 zasiadłam przed filmem, wypiłam sobie piwko, do tego zjadłam 1/3 paczki chipsów tortillowych no i obowiązkowy papierosek.
Może mnie ktoś strzelić w pysk?