Cóż, oprócz pięknej pogody i zdanej sesji jakoś ciężko odnaleźć mi jakieś pozytywne aspekty.
Cały ostatni tydzień spędziłam w domu rodzinnym, było fajnie, ale wczoraj trzeba było spakować walizki i wracać do swojego prawdziwego i szarego życia. Lubię jeździć do domu, czuję się wtedy jak mała dziewczynka, rodzice o mnie dbają, wszystko pod nos podtykają a moje wszystkie problemy zostają 160km ode mnie. No ale taka beztroska wiecznie trwać nie może.A szkoda
Diety przez tydzień nie trzymałam, ale tak przeważnie jest gdy jadę do domu.Mama dużo pracuje a myśl że zrywała się o świcie albo kładła się późno żeby przygotować obiad czy upiec na mój przyjazd sernik- no po prostu nie miałam sumienia siedzieć i wybrzydzać i mówić że nie zjem bo dbam o linie. A apetyt mi dopisywał i to jak! słodycze to mogłam wzrokiem pożerać.No ale teraz trzeba się ogarnąć i się pilnować
Ruchu jako takiego nie było, raz trochę poćwiczyłam ale dwa razy byłam na zakupach w celu poszukiwania sukienki na ten nieszczęsny bal, której i tak w końcu nie kupiłam.Kupiłam tylko buty i torebkę, ale tyle się nałaziłyśmy, prawie 6 godzin łażenia po sklepach, masakra, byłam bardziej zmęczona niż po siłowni i innych ćwiczeniach
Wczoraj byłam na urodzinach u koleżanki, nie było źle, ale rewelacji też nie było, jestem w szoku że ludzie w moim wieku są "skłonni" wysiedzieć na imprezie góra do 23 i zaczynają wymyslać milion wymówek byle wrócić do domu
Wracając do mojego poprzedniego wpisu- Pan X się ulotnił, znów...nie wiem co się z nim dzieje, gdzie jest, co robi. Obawiam się że kogoś poznał. Jest mi przez niego tak cholernie źle! to była jedyna osoba na którą jeszcze mogłam czasem liczyć, spotkać się, pogadac, jakoś czas spędzić, nie mam nikogo...wczoraj jak wróciłam to miałam ochotę siąść i płakać. Jak ostatnio kilka razy jechałam z domu, to mnie z dworca odbierał, a jak nie to zjawiał się u mnie niewiele po tym jak przyjechałam. A teraz?Pustka... i tak, jestem głupia...bo nikt mądry i myślący by się drugi raz w to nie wplątał a ja wiedziałam jak ostatnio się skończyla znajomość z nim a mimo wszystko znów się w to wpakowałam. I nie mówcie- olać, nie przejmować się, nie wie co traci- doskonale wie co "traci"...tak łatwo powiedzieć. A pierwszy raz tak mam. Byłam w różnych związkach, krótszych, dłuższych, różnie się kończyły, ale zawsze potrafiłam zacisnąć zęby i iść na przód, byłam bardzo konsekwentna i uparta. A tutaj tak nie potrafię, próbowałam, nie umiem od początku jak się z nim poznałam czułam takie dziwne coś, nie wiem jak to nazwać,jakbyśmy się znali długo, długo,mogliśmy swobodnie, bez skrępowania o wszystkim rozmawiać. Jejku, czego ja w sobie nie mam że on mnie nie chce i traktuje jak zabawkę?
aneeeczkaaa
24 lutego 2014, 02:03dasz sobie radę z pokonaniem pana X w sobie :) trzymam kciuki za odchudzanko. Łódź nie jest zła.... pokręć się po off piotrkowskiej, to chyba dobre miejsce żeby kogoś poznać :D
piatek55
23 lutego 2014, 14:58Nie można się załamywać, nie martw się będzie lepiej jak nie dziś to jutro.