Nie wiem czemu to ja mam zawsze "szczęście" do takich pajaców, czy to znak że mam się w ogóle z nikim nie umawiać, czy po prostu już wydziwiam....Przez prawie pół roku nie byłam na randce, po moim ostatnim związku unikałam takich spotkań jak ognia, niby były jakieś propozycje, zawsze się zgadzalam, ale w ostatniej chwili odwoływałam, nie potrafiłam się przełamać. I tak do dziś. Jakieś dwa tygodnie temu poznałam kogoś na imprezie, w końcu stwierdziłam że warto się przełamać i w końcu pospotykać się z kimś. I to chyba była zła decyzja...z początku chłopak wydawał się w porządku ale po 5 minutach już miałam dość, co zaczęłam mówić to właził mi w słowo i zaczynał swoją gadkę. Cały czas gadał o swojej pracy, opowiadał w kółko o maszynach które konstruuje, później pokazywał mi ich zdjęcia, mówił ile to on nie pracuje, czego to nie robił i nie robi i tak w koło macieju. Później opowiadał gdzie to on nie jeździł, czego nie robił, czego nie jadł, może i normalne ale jak przez godzinę ktoś tak truje, nie dopuszczając do słowa to szczerze można się poskładać.Za każdym razem gdy ja coś zaczynałam opowiadać to mi przerywał, nie kontynuował tematu tylko zaczynał pleść coś od siebie. Apogeum przyszło w trakcie pierwszego piwa, którym to mój towarzysz się najwyraźniej upił. Zaczął gadać trzy po trzy- żebym do niego przyjechała, że ma wygodne łóżko i wanne, po czym zaczął łapać mnie za rękę i kłaść się na mnie. Czułam się okropnie niekomfortowo i nienaturalnie, a szczerze to mi się rzadko kiedy zdarza, zwłaszcza na randkach. Niewiele myśląc powiedziałam że muszę już wracać, ubralam się i wyszłam. Koleś został zaszokowany a ja po wyjściu z pubu wzięłam nogi za pas i pędem ruszyłam na tramwaj. W trakcie "ucieczki" dostałam smsa od niego "Ty jeszcze wrócisz czy naprawdę poszłaś?". Nie ku**a, dla żartu- pomyślałam.
Chwilami zastanawiam się czy to ze mną jest coś nie tak, czy mam za duże wymagania, czy jestem przewrażliwiona i uprzedzona, ale cały czas takie akcje spotykają właśnie mnie...
Jestem zła bo liczyłam na miłe popołudnie a popsułam sobie cały wieczór....
W ogóle chyba zdałam sobie sprawę że moje uczucia względem pewnej osoby nie wygasły ani trochę, chyba wręcz przeciwnie...Przykre tylko że ta osoba tego nie odwzajemnia, tak jak wtedy, tak i teraz...
milenka1987
2 lutego 2014, 14:29dobrze zrobiłaś, na Twoim miejscu te,z bym uciekła
Elizabeth250
1 lutego 2014, 22:06Ale pajac... Ale nie przejmuj się, nie wszyscy sa tacy. Spotkasz fajnego faceta wtedy gdy najmniej się będziesz tego spodziewać :)
misiek19851985
1 lutego 2014, 21:00dobrze, że ucieklaś ;)
zdemotywowanaa
1 lutego 2014, 20:47No to nieciekawie fakt, ale dobrze, że poznałaś sie na nim teraz i nie bedziesz musiała sie z nim więcej meczyc :) Dobrze, że zaczełaś próbować sie spotykać a nóż trafi sie ten jedyny ale najpierw musisz zakończyc do konca sprawe z tym facetem którego obdarowujesz nadal jakimś uczuciem bo inaczej ani rusz :)
sarna88
1 lutego 2014, 20:47ciężkie tematy. ja tez nikogo nie mam. boję się zaangażować. nie wiem gdzie spotykac normalnych ludzi :(
ewela2207
1 lutego 2014, 20:44To smutne, ale nie przejmuj się- każdy trafia na palantów :) Skoro nie da się walczyć o osobę, do której coś czujesz, to bolesne, ale musisz zapomnieć. I może postaraj się paradoksalnie otworzyć na znajomosci, nawet taka nieudana randka, ale czasem warto próbować, nigdy nie wiadomo, kiedy pozna się kogoś wyjątkowego :)