Witajcie,
Dziś dzień zaczełam dość wcześnie, bo o 5. Chłopaki powstawały, starszemu nosek się zapchał i mamusia musiała kropelki do noska wpuścić, a młodszy jak nie ma mnie w pokoju to od razu się budzi...... i nie pomaga leżący obok tatuś.... Niezastąpiona po prostu jestem
Ale dzięki temu jestem już obrobiona - podłogi pozamiatane, pościel wietrzy się na dworzu, chłopaki nakarmione, leki podawane, naczynia pozmywane, a ja popijam capucino i obmyślam plan działania na dziś.
Gdybym wiedziała czy niedzielna impreza się odbędzie to bym pewnie coś działała w tym kierunku..... Ale i tak muszę zrobić listę zakupów tak na wszelki wypadek, no i chyba upiekę dziś babeczki, a nadzienie zrobię w sobotę.... Nic może do wieczora się wszystko wyjaśni, to będę mogła rozplanować sobie swoje działania....
Wagowo jest ok brakuje mi tylko 1kg do wagi z paska powoli schodzą moje jedzeniowe wybryki
Okazuje się, że bycie na diecie jest trudne, ale utrzymanie wagi nie jest wcale łatwiejsze...
Człowiek odchudzając się do określonej wagi ma cel, dąży do niego, stara się, upada potem się podnosi ale gdzieś w głowie ma obraz swojej idealnej sylwetki i ma motywację. Jak już się tą wagę osiągnie to jest zachwyt, człowiek się stara by tego nie zaprzepaścić, ale czasami pozwala sobie na szaleństwa, pt. słodycze, śmieciowe jedzonko, za dużo jedzonka, nie pilnuje godzin posiłków i katastrofa gotowa... Ważne jest jednak by w porę powiedzieć STOP i nie zaprzepaścić swoich starań i wysiłków!
Ja chyba jestem teraz na takiej sinusoidzie co to raz 2 kg w górę raz 2 kg w dół, w zależności od tego czy akurat jestem w fazie szaleństwa czy w fazie STOP.
Wiem, że muszę się ogarnąć i ustabilizować wagę. Wiąże się to z poskromieniem apetytu na słodkie, zwiększeniem dawki ruchu i jedzeniem w miarę rozsądku.
Tu akurat się staram, nie jem gdy nie jestem głodna, dużo piję, nie przejadam się, nie jem niezdrowo (czasami coś tam się przytrafi ale rzadko). Gubią mnie słodkości.... Nieogarnięta chęć na czekoladę!!!! Po co ktoś ją wymyślił!!!????????????
Ale i tu zaczynam działać. Moja szafka słodyczowa świeci pustkami - są tam tylko chrupki kukurydziane, pieczywo chrupkie, musli i gumy miętowe Nie zamierzam jej uzupełniać nawet pod pretekstem, że dla niezapowiedzianych gości (sklep mam niedaleko w razie czego) albo dla synka (jemu też mniej słodyczy wyjdzie na zdrowie)...
I zauważyłam, że odkąd tam jest pusto to zaczynam dostrzegać pyszny smak jabłek, suszonych śliwek i orzechów (te ostatnie kaloryczne, ale na pewno zdrowsze niż tabliczka białej czekolady). Tak więc w przypływie chęci na słodkie, kręcę się po domu, zaglądam do magicznej szafki, ale tam pusto, ufff, pochodzę, wypiję herbatkę, znowu zajrzę do szafki w nadziei że coś przeoczyłam, ale dalej pusto, więc obieram sobie jabłuszko i okazuje się że ono jest takie słodziutkie i pyszne... a potem nie mam wyrzutów sumienia że je schrupałam A tak jak szafka była pełna łakoci to jabłuszko było ble, choć leżało na widoku...... Tak więc pracuję nad sobą cały czas. Trzymajcie kciuki bym wytrwała w swoim postanowieniu i wadze.
Ależ się rozpisałam. dziękuję wszystkim co dobrnęli do końca moich rozmyślań
Miłego czwarteczku życzę