Ładnie mnie dziś mamuśka postawiła do pionu! Nie dość, że rano miałyśmy scysje o K. (wiadomo jak było gorzej no to się jej żaliłam, a teraz mam, cały czas mi truje na jego temat), to jeszcze kocur zbił wazon i kto dostał bure? Ja of kors! No ale jak już ochłonęłyśmy itd. wypiłyśmy kawę, później obiad i jakoś po obiedzie Mama utuliła Tosika do snu i się z nią położyła na kanapie i tak na mnie patrzy jak siedzę przy laptopie i z tekstem:
"marnujesz czas przy laptopie, nie wiadomo co tam robisz, a potem marudzisz, że znów nie ćwiczyłaś. Rusz się!"
Troszku zdębiałam muszę przyznać, ale.. Podziałało! Wskoczyłam w mój pseudo strój do biegania, wygrzebałam jakąś starą czapkę i chustkę pod szyje, zarzuciłam jeszcze kamizelkę, słuchawki, komórka i w drogę! Wyszłam pobiegać. Słowo biegać byłoby jednak nad użyciem i określę to biegomarszem. Moja kondycja jest tak licha, że raptem 1/3 trasy biegłam, a 2/3 trasy pokonałam szybkim marszem. Raptem 20minut, żeby się nie przeforsować, ledwo troszkę ponad 2km (wiem, śmiech na sali) i zaledwie ok 160kcal spalone według wszystkich liczników ale i tak jestem z siebie zadowolona, jutro planuje trasę na około 40 minut do godziny. Ale po powrocie zrobiłam sobie jeszcze pół godziny callanetics, aby się porozciągać, zobaczymy czy jutro obudzę się z zakwasami :) No i przestroga dla mnie na jutro, aby znaleźć bo jednak kostki trochę oberwały w dupsko ! A wieczorem jeszcze gdy mała oglądała dobranockę, ja obok na dywanie strzeliłam sobie 100 brzuszków i trochę ćwiczeń na nogi.
Menu dziś raczej kiepsko wyszło, bo było dużo resztek, a że jesteśmy z mamą takie, ze nie lubimy wyrzucać to obiad byl na zasadzie miszmaszu i jeszcze dziś wleciało trochę ZA dużo ptasiego mleczka, zdarza się ;p
I śniadanie: 2x paździerz + kromka chleba + pomidor + pasztet sojowy + łyżka pesto
II śniadanie: pomarańcza + 5 kostek ptasiego mleczka + kawa
III Obiad: 1 pyza gotowana na parze + pól kiełbaski białej w winie i cebuli + kawałek pieczonej kaczki z jabłkami + 1/3 sloika surówki z pikli domowej roboty
IV Podwieczorek: 2 śliwki jakies tam lidlowskie
V kolacja: miszmasz w postaci: sałatki (rukola, pomidor, ogórek, kukurydza, oliwki, cebula, ocet balsamiczny) + 3 suszony pomidory z zalewy + plaster sera pleśniowego + 2x paździerz
fantasia1983
11 kwietnia 2013, 13:09Nie dąż do półśrodków! Bądź ambitna, choć rozsądna! Na pewno uda Ci się znacznie więcej niż na zdjęciu!:)
PaniCapulet
11 kwietnia 2013, 12:37Ja właśnie też uwielbiam pracę z dzieciakami - w zasadzie odkąd zaczęłam liceum cały czas w ramach wolontariatu z dzieciakami działam. Ale nie poszłam na pedagogikę - w tym roku chciałam ją zacząć jako drugi kierunek, ale w końcu tego nie zrobiłam... A teraz - doszłam do wniosku, że mój obecny kierunek (który bądź co bądź mnie interesuje) jest tak beznadziejnie rozplanowany na mojej uczelni, że to zwyczajnie nie ma sensu. I tak mam odpowiednie uprawnienia, żeby w tym kierunku działać - tytuł magistra nie jest mi potrzebny. A od października może spróbuję ze studiami - ale już na kierunku pedagogicznym :) Robisz to, co kochasz - i o to chodzi! Ja też zacznę w końcu w takim kierunku się rozwijać :)
grubelek1978
11 kwietnia 2013, 11:55to rusz dupsko i biegnij... żeby mnie tak ktoś czasem pogonił :) niezła ta mama!!
laauraa
11 kwietnia 2013, 10:48no ja wlaśnie też nie jestem fanką tych psów, ale może dzięki temu, że mam takiego w domu zmienie do nich podejście :) haha, Twoja mama dba o Twoją kondycję :DDD
Madeleine90
11 kwietnia 2013, 09:49mnie też zawsze uspokaja chwila przy kawie:) też nigdy nie marnuje jedzenia- dlatego zawsze wyjadam resztki, choć generalnie staram się nie przesadzać z zakupami- jak się wszystko dobrze zaplanuje to nie zmarnuje się nawet okruszka:)
fantasia1983
11 kwietnia 2013, 06:42No i pięknie!!! Mama mądrą osobą jest i nieraz warto posłuchać;)
Kamila112
11 kwietnia 2013, 05:59Wszystkiego dobrego :)