Dziś waga już się ogarnęła. 93,7 - może przez wczorajsze sushi, może przez dni płodne, a może wczoraj to była "większa" toaleta, że była aż taka różnica. W każdym razie dzisiejszy dzień jeśli chodzi o dietę poszedł dobrze, zjadłam tylko kilka ponadprogramowych kawałków wczorajszego sushi (uwielbiam to robione przez męża, ma wszystko czego trzeba, czyli jest tanie i pyszne!)
W Holandii trwa karnawał. Zarówno na zewnątrz jak i w domu mam koncert na żywo, wszystko słychać. Aż mi się serce łamie że nie mogę teraz szaleć na rynku, bo atmosfera jest niesamowita i bardzo mocno się udziela.
Czuję się dobrze. Był dziś czas na świeżym powietrzu, było leniuchowanie, no i oczywiście był rowerek. Z radością zauważam poprawę kondycji, a co najważniejsze - nic już nie boli. Zaczęło mi to sprawiać jeszcze większą przyjemność niż na początku, więc to chyba nie był słomiany zapał. Jakoś tak z optymizmem zaczęłam patrzeć w przyszłość. Zaczynam czuć że naprawdę mogę osiągnąć cel.
Podsumowanie dnia:
Rowerek stacjonarny 71minut 22,6km i 515kcal
Dieta dobrze, wszystko zgodnie z planem + 6/7 kawałków sushi czyli jakieś dodatkowe 280kcal. Mam teraz jakimś cudem 1600kcal więc zjadłam nie więcej niż 1900kcal, tak myślę.