Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wagowa padaka #126


Jak możecie zauważyć na moim pasku, postępu brak, a nawet nastąpił regres. Odkąd wróciliśmy z wakacji tygodnie dzielą się na takie kiedy mam czas gotować i jakoś tej diety się trzymam, no i na takie gdzie nie mam czasu na nic, zwłaszcza na gotowanie. 

Na wadze dziś 96.1

Nie ukrywam, sama jestem sobie winna. Bo w dni kiedy mieliśmy mega zapierdziel i nie gotowaliśmy (zaczęło się od soboty, bo zakupy i później plany na wyjazd do siostry męża) i skończyło się dopiero we wtorek, gdzie od 8 rano do 12 siedziałam w kolejce do lekarza z małym dzieckiem i mężem spóźnionym już do pracy, jadłam conajmniej nieodpowiednio. 🤡 U męża za to kilogram w dół. 

PMS się załadował i wiedząc że nie mam nic ugotowanego, jadłam cokolwiek. W niedzielę byli u nas goście, więc zrobiłam leśny mech i deskę z przystawkami (ser żóły, camembert, kabanosy, oliwki, jagody, winogron itd) no i jak zapewne się domyślacie, skubałam sobie coś z deski co chwile, a jak goście pojechali, to przecież nie wyrzucimy tylko trzeba to zjeść i tak oto poniedziałek i niedziela poszły jak krew  w piach z milionem kalorii na liczniku, bo przecież kabanosy i żółty ser to samobójstwo na diecie, a ja tak je kocham.. No i majonez! Kiełba z majonezem też wjechała w sobotę wieczorem :/ Miałam taką cholerną ochotę na ten majonez że sobie nie wyobrażacie. Jak do wakacji opanowanie się przychodziło mi dość łatwo, tak teraz ciężko mi sobie odmawiać. Ale nie ma wyjścia, muszę się wziąć w garść, bo kiepsko się to skończy. 

Z wodą nadal kiepsko. Mimo cudownego baniaka i dodawania do wody cytryny, nadal idzie jak krew z nosa. Są dni kiedy się udaje wypić te 2l, a są takie kiedy szans na to nie ma i kończy się na litrze. 

Wczorajszy dzień pod względem diety był całkiem udany. Woda jedynie marnie. 

Mam wrażenie że wywaliło mi brzuch. Mam nadzieję że to związane z nadchodzącym za 3 dni okresem, a nie z gromadzącym się tłuszczykiem po moich ostatnich wybrykach. 

Młoda ma ostatnio mega ciężki czas. Jest marudna, płaczliwa i w ogóle wszystko jest na nie. Czyżby bunt 2 latka? A może skok rozwojowy? Nie wiem. Ale jestem wykończona. Mało śpie, mało piję, dużo się denerwuje. Wraca smutna potrzeba zajadania emocji. Staram się to blokować, ale raczej średnio skutecznie patrząc po ostatnim tygodniu. 

Dziś pobudka o 4.50. Przysięgam, padam na ryj. Chodzenie spać o 23 nie pomaga, ale nie potrafię zasnąć przed powrotem męża z pracy. I tak oto męczymy się oboje.

W sprawie domu wasza dobra energia chyba pomaga, bo na ten moment nadzieja jest. Gość od akceptacji kredytów obiecał wysłać notkę z wytłumaczeniem do drugiego gościa i powiedział że postara się pomóc. Teraz czekamy 3 tygodnie na SVN. Także już za 3 tygodnie myślę że wszystko się wyjaśni, czy ten dom jest nam pisany czy też nie. 

Dzięki za wasze komentarze dziewczyny, ale naprawdę, ostatnio jest tak intensywnie że nawet nie mam czasu wam na nie odpisać. Mało też was czytam ale się staram, wspieram dobrymi myślami! 

Za tydzień w czwartek ma być 94,9 choćby skały srały. 💀

Stay tuned! 

  • Laura2014

    Laura2014

    20 lipca 2023, 13:09

    Powodzenia z domem kochana.

    • Perverse

      Perverse

      21 lipca 2023, 09:06

      Dziękuje! :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.