Jutro dzień ważenia.
Nie mam pojęcia co pokaże waga, ale raczej nic dobrego. A jestem taka mało doinformowana bo całkowicie sobie odpuściłam stawanie na wagę przed oficjalnym ważeniem. Pewnie wynikało to z tego, że widzę że jestem jakaś spuchnięta (w okolicy bębna rzecz jasna) i z tego że cały tydzień sobie coś tam podskubuje. Tu orzeszek, tam orzeszek.. No i leci. Ale okresowe myśli i potrzeby się dobijają. Marzy mi się pizza, burger, kebab - a szafka ze słodyczami dla brata woła i kusi. Jednak w najbardziej kryzysowych momentach wlatują orzechy lub migdały. Nie dużo, dosłownie kilka. Ale patrząc na ich kaloryczność nie jest to chyba dobra decyzja.
W poniedziałek dostałam okres, więc nie ma się co oszukiwać, pięknie nie będzie, chyba że magicznie mi się dziś skończy i jutro zobaczę 98.5 - marzeeeenie! Chociaż 0,5 mniej niż w tamtym tygodniu byłoby wspaniałe. Chociaż nie - jakakolwiek mniejsza liczba byłaby sukcesem po tym tygodniu. W najśmielszych snach tym razem nie widzę 98.0 mimo że zazwyczaj w tydzień było -1kg około. Po prostu czuję że coś jest nie tak.
Myślę że podjadnie i generalnie trudne dni zrobiły swoje i będzie jakieś 99,5 a przynajmniej taką mam nadzieję, że nie będzie gorzej.
Z wodą giga lipa. Ten tydzień mija pod hasłem nie-chce-mi-się-pić i nie-umiem-się-zmusić stąd też moje obawy o jutrzejszą wagę. Były dni że wypiłam 1,5l a chyba trafił się nawet dzień że tylko 1l. Nie wiem co się ze mną stało ale totalnie mi się pić odechciało.
Na szczęście z pomocą przyszła tutaj Vitalia i wasze pamiętniki. Któraś z was pisała o butelce 2l - no i gdy przeglądałam sobie ostatnio chińskie pierdoły, wyskoczyła mi reklama takiej właśnie butelki. No to biere - pomyślałam. Tak też zrobiłam, licząc na to że to zakończy mój problem związany z pilnowaniem przyjmowanej ilości wody. Bo wiecie, ja lubię widzieć cel. Przeliczanie na szklanki to była dla mnie masakra, bo prędzej czy później zapomniałam uzupełnić w aplikacji szklaneczkę i już się w tym wszystkim gubiłam. A tak, będę miała wielki dzban przed sobą (i zawsze ze sobą) i chcąc nie chcąc będę sobie popijać co chwilę. Teraz próbowałam metody na butelki 0,5l ale to też nie jest idealne rozwiązanie dla mnie, o ile takie w ogóle istnieje. Dziś już trochę lepiej, bo 1l mam za sobą. Więc dwie butelki zostały. Postaram się w trakcie gotowania obie pokonać.
Do wakacji zostało 16 dni! Być może nawet mniej, bo jeśli dobrze pójdzie mąż dostanie też wolne w piątek (poprosiłam go o to żeby móc na spokojnie zrobić tego torta) więc wyjechalibyśmy w czwartek po jego pracy. Ale to czy tak się uda zrobić okaże się dopiero w tygodniu wyjazdu, bo wszystko zależy od tego jak dużo będą mieć pracy. Oznacza to tyle, że zostały mi dwa weekendy na kupienie jakichś sukienek czy też innych letnich ciuchów. W ten weekend podróż do Primarka odpada, bo mąż musi być pod telefonem. Czyli został jeden weekend, o ile wtedy też nie będzie musiał. Wypatrzyłam już buty na born2be, no i parę kiecek na C&A.
Sprawy związane z kupnem domu też ruszyły do przodu. Jesteśmy umówieni na oględziny dwóch. Dom, o którym wam pisałam że się w nim zakochałam - niestety odpada. Mąż nie dał się przekonać, albo raczej przekonał mnie do czegoś innego. Oczywiście znalazłam bardzo szybko kolejny obiekt westchnień, tym razem nasze szanse są bardzo małe. Jest tylko tysiąc tańszy niż nasza zdolność, więc w razie licytacji nie uda nam się wystarczająco podbić ceny. Szkoda. No ale generalnie do przodu. Może po wakacjach coś się pojawi co nas zainteresuje i będzie w naszym zasięgu.
Odnośnie torta padły poważne decyzje i pierwsze pierdoły zostały zakupione. Przede wszystkim zakupiona została "etykieta" z opłatka, forma która ma pomóc mi uzyskać efekt deski no i podkłady. Zamiast masy cukrowej postanowiłam użyć plastycznej czekolady (smak będzie lepszy, masy cukrowej i tak nikt by nie zjadł, a czekoladę - jeszcze jak!). Jeśli chodzi o smaki to trwają dyskusje, ale mama uparła się żeby była wkładka orzechowa bo ona lubi. Cóż, nie wiem co na to solenizant, a to przecież o jego gust chodzi, no ale niech będzie.
Skończyłam oglądać mój serial. Oczywiście okazało się że kontynuacji nie będzie, więc kolejny zakończony w najciekawszym momencie serial - zaliczony. Strasznie mnie to wkurza. Halo, Netflix, ogarnij się!
Podkład kupiony ostatnio okazał się strzałem w 10! Uwaga drogie Panie, ZNALAZŁAM IDEAŁ!
Zasłużył na pokazanie go w pełnej krasie. Utrzymuje się dość długo, a nawet jak się ściera, to w ładny sposób, taki, że ciężko to zauważyć. Nie wymaga używania pudru, daje fajny efekt.
Mam ostatnio pewne spostrzeżenia. Niektóre bluzki zrobiły się luźniejsze, gacie które jeszcze nie tak dawno zawijały się i gubiły pod fałdkami brzucha teraz wyglądają na mnie nieźle. Nadal się troszkę zawijają, ale już nie tak tragicznie, no i dobrze leża. Na brzuchu, nie pod nim. Także coś tam się zmieniło. Nadal w moich oczach to nie za dużo, ale zawsze coś. Cały czas powtarzam sobie w głowie jak mantre że na wakacjach szybko przyspieszy bo będziemy w ciągłym ruchu, nie będzie czasu na podjadanie i w ogóle.
Że zobaczę te efekty, że inni też już zauważą jakąś zmianę. Chyba potrzebuje takiego kopa motywacji.
W trakcie moich poszukiwań na IG osób które mają podobne problemy z wagą co ja, natknęłam się na profil Kasi Guzik (kobieta schudła 100kg). W trakcie przeglądania jej profilu natknęłam się na komentarz pytający ją o rysy twarzy które ładnie się wyostrzyły. Kasia odpowiedziała, że uważa, że przy schudnięciu powyżej 50kg potrzebna jest pomoc specjalistów bo skóra zwłaszcza na twarzy wymaga pomocy/poprawek. Nie chodzi tu o operacje ale jakieś zabiegi typu nici itd. Nie znam się na tym.
No i tu pytanie do was - czy faktycznie tak jest? Skóra na twarzy przy takiej utracie kg wygląda baardzo źle? Wisi?
Korzystacie z takich usług?
Jeszcze mnie to nie dotyczy i z pewnością prędko nie będzie, ale jestem ciekawa jak to wygląda.
W tym tygodniu jakoś mało mam do powiedzenia. Czekam na jutrzejsze ważenie.
Niech ten czas leci szybciej..