Witam po roku:) To mój powrót na vitalię i do Was. W zeszłym roku o tej porze ważyłam tyle co dzisiaj, zatem po schudnięciu 3 kg jestem w punkcie 0. Jak do tego doszło? To cały rok magicznej historii... dobrych i złych nawyków, lepszych i gorszych decyzji, które doprowadziły do tego, że ryczałam co sobotę, aż w końcu obudziłam się boleśnie.
W zeszłym roku o tej porze zaczęłam uważać na to co jem. Szło całkiem nie źle, nawet poszłam do kosmetyczki na masaż antycelulitowy... i tu zaczyna się pierwsze kuku. Okazało się że mam problemy z wodą i zastoje limfatyczne w nogach. Dla mnie moje nogi zawsze były z żylakami, pajączkami, grube, kalafiorowate i kropka. Uważałam że jest to konsekwencja mojego lenistwa i wpieprzania słodyczorów. Okazało się ze tak, ALE nie do końca. Zatem dalej uważałam na jedzenie, wypijałam 2 litry wody dziennie + herbatkę pokrzywową, ograniczyła. kawę i poddałam się serii masaży drenujących. Było super, naprawdę nogi zaczęły wglądać naprawdę względnie. Pierwszy raz od 3ciej klasy podstawówki ubrałam krótkie spodenki! :) Choć nadal wstydziłam się żył i pajączków czułam, że jestem na dobrej drodze. A potem nagle zbliżał się termin zakończenia moich studiów podyplomowych, w pracy koniec roku szkolnego i... dopadła mnie moja odwieczna przypadłość czyli "kupka cykorka". Serio, miałam sraczkę cokolwiek zjadłam. Pewnego dnia waga wskazała 59,99, to było wspaniałe! Nareszcie piątka z przodu! I tak zakończył się rok szkolny, obroniłam pracę podyplomową i szybko minęły wakacje. Na wagę nie stawałam, bo po co?
Na wakacjach, podjęłam decyzję że po 8 latach odstawię tabletki antykoncepcyjne. Po 1. pierdoliło mi się po nich w głowie, nawet podejrzewałam u siebie depresję, po 2. wykluczyłyśmy z kosmetyczką wszystkie przyczyny zatrzymywania wody w nogach, zostały tylko te tabletki. Mąż obiecał wsparcie i naprawdę dzielnie mnie wspiera.
Ale to nie koniec moich szalonych decyzji :D 10 listopada rzuciłam palenie! Trzymam się! I tak oto po Świętach Bożego Narodzenia, po 5 miesiącach bez tabletek i prawie 3 bez papierosa, stanęłam na wagę i zaczęłam beczeć :(
Zawsze dla mnie te 63 kg to było absolutne max przy moim 160cm. Z resztą na wszelkich paskach i wykresach BMI widziałam że jestem "na granicy". Gdy na wadze zobaczyłam 66 kg, to prawie zwariowałam. Nie chcecie wiedzieć, co mój mąż musiał ze mną przejść (i nadal przechodzi). Doprowadziłam siebie, swoją psychikę i nogi, do kompletnej otłuszczonej ruiny. Było i jest mi wstyd. Na vitalii zamówiłam pierwszą w swoim życiu dietę, trzymam się jej od dwóch tygodni w miarę możliwości. Choć wkurwia mnie niezmiernie to, ze nagle musiałam zacząć myśleć o tym co jem; zakupy, przygotowanie na drugi dzień do pracy... serio to dla mnie gimnastyka.
Żeby było śmieszniej, zaczęłam biegać :D Nie wiem, czy to nie za dużo jak na 1 rok (dla mnie nie liczy się kalendarzowy, tylko szkolny :D), mam nadzieję że wytrwam w diecie, nie paleniu, bieganiu i bez słodyczy. To tabsów anty na pewno nie wrócę, za ciężko przeżyłam odstawienie, ale o tym osobny wpis :)
No nic tylko wytrwać...
Trzymajcie kciuki, ja też trzymam za wszystkich przyjaciół po drugiej strony klawiatury i monitora :D