Dziękuję Vitalijki, że zajrzałyście.
Kombinuję sobie tak: skoro zwiększyłam hormon tarczycy, to mój metabolizm przyspieszy. Zawsze tak jest. Jeśli dołożę dietę, to schudnę, jak nie dołożę diety, będzie jak zawsze, waga zostanie jak jest. A skoro z powodu tarczycy znów coś tam przybrałam, to tak po trochę sobie przybieram......przybieram......przybieram.....
Czytałam opisy diet Vitalii. Na okoliczność niedoczynności tarczycy nie dają gwarancji, że zadziała .
No, ale skoro choroba się posuwa i co jakiś czas dostaję wyższą dawkę i wtedy udaje mi się schudnąć (były udane próby), to znaczy, że muszę chudnąć w czasie dostawania wyższych dawek, a potem pilnować, żeby nie utyć (czyli nie zaniedbywać tarczycy). Dlatego był czas, że badałam często poziom TSH, żeby tej niedoczynności było jak najmniej, ale pani Doktor powiedziała, że za często. Pomimo, że faktycznie choroba mocno się rozwijała, to "za często". To postanowiłam posłuchać pani Dr i teraz mam TSH 5,5 (ze wszystkimi tego konsekwencjami).
No nic to. Najlepszy jest test wagowy i taksówkowy. Jak rośnie waga i częstotliwość korzystania z taksówek, to czas badać tarczycę. Czemu z taksówek? Bo ja, zawsze zorganizowana na tip-top przez całe życie, nie jestem w stanie zdążyć rano na autobus do pracy. O której bym nie wstała. Nawet trzy godziny wcześniej. Jak notorycznie widzę rurę wydechową autobusu lub puste przystanki i wydzwaniam po taksówki, to znaczy, że tarczyca nawaliła.
Przed chwilą policzyłam, że zjadłam ok. 1200 kcal na trzy posiłki, planuję jeszcze dwa, łącznie 1500 kcal. To chyba dobrze?
Dziś rano ważyłam 71 kg (spadek zaczął się już, wraz z większą dawką hormonu, co trwa zwykle z miesiąc, 6 tygodni (na początku choroby trwało do miesiąca), do stanu stabilizacji, po czym po dłuższym lub krótszym czasie pojawia się niedoczynność, bo mój organizm konsekwentnie niszczy moja tarczycę).
Czyli teraz ma fazę odchudzania, za 10 dni wizyta u p. Dr i okaże się, czy ustaliłam sobie dobrą dawkę (wiem o ile mi zazwyczaj zwiększa hormon), a potem trzeba pomyśleć nad utrzymaniem wagi. Chyba będzie to po prostu dieta odchudzająca, ale z efektem bz (brak zmian) a nie chudnięcia.
No przecież nie może być tak, żeby tarczyca rządziła się w całym organizmie, prawda?
Jejku, a na obiad najadłam się mięsa i mam zgagę, nie wiem czy dałabym radę na diecie Dukana (myślałam o niej, ale samo mięso przez kilka dni.....chyba, że same jogurty....).
Dzisiejszy jadłospis:
śniadanie: pół bagietki (ciepłej, z piekarnika, 62,5g)
1 jajko
kawa z mlekiem
sałata lodowa z koperkiem, cebulą i fetą (50g) (bez żadnego sosu)
przekąska:
pól Kubusia - 150 ml
obiad:
350 g udźca indyczego pieczonego bez skóry
marynowana mała papryka faszerowana kapustą
surówka z pekińskiej kapusty i pora (zero sosu, sucha)
w planie:
przekąska:
małe jabłko
kolacja:
jogurt naturalny 180g z otrębami owsianymi
Po śniadaniu zjadłam 1 "ferrero rocher", bo leżało na stole, więc posprzątałam wszelkie słodycze z widoku.
nestla
31 stycznia 2010, 16:23No cóż ..walcz zt ą cholerną tarczycą, albo się z nią jakoś zaprzyjanij :-)