I jedzenie. Na szczęście nie było tak dobre jak się spodziewałam, więc nie zjadłam za wiele. I niewiele też wypiłam tego wina. Najgorsze, że nie miałam jak policzyc tego co zjadłam i z grubsza tylko oceniłam wartość kaloryczną. Jakieś siedemset, do ośmiuset kcal.
Generałnie zakładam, że grzesząc na urodzinach koleżanki nie przekroczyłam tysiąca pięciuset kalorii...
Dzis znów racje głodowe - skromne śniadanko, cienka zupka ogórkowa na obiad na kolacje nie wiem jeszcze co, ale nie b,edzie to dużo. Dziś nawet nie próbowałam wejść na wagę. Jutro już wejdę. Nie chcę się zniechęcić .