Jak się ustrzec wekendowego podjadania? Oto jest pytanie!!! Na wagę złota myslę :)
Dopóki mam zajecia jest ok ale w wekend zawsze jest troche wolnego i pokusy na wyciagniecie reki. Jakieś lody, ciacho, grill.Rano opiekowałam sie na stadionie dzieciakami, prawie nie jadłam, no tylko kilka krakersów bo zapomniałam śniadania. Na obiadek grzecznie ryba ,ryz, pomidor i marchewkowa surówka.Po poludniu zawiozłam syna na klubowe zajecia a w drodze powrotnej namówił mnie na zakupy.Pękłam zjadłam wafla ryzowego z czekoladą i pół małego lodzika. Policzyłam to niecałe 120 kcal ale... no własnie, sam cukier i tłuszcz :(
Odrobina przyjemności a moze kosztować wiele. Ktoś może powiedzieć o rany, wielkie mi co, a ja wiem swoje tu 100kcal tam 50 i nie mieścimy się w ulubione spodnie.
Wieczorem mamy gosci , grill wprawdzie mam przygotowane warzywne szaszłyki ale licho nie spi.Na wszelki wypadek zrobie jeszcze surówki jak nie wytrzymam bedę jadła zielsko, bo nie jestem pewna jak wytrzymam zapachy i konfrontacje z kiszką ziemniaczaną.
Pomykam do kuchni robić sałatkę ziemniaczaną, to kolejna pokusa ale chłopcy bardzo ja lubia , a to przecież ja jestem na diecie, nie bedę karać rodzinki tylko wezmę się w garsć.