Wreszcie spokój, wszystko powoli wraca do normy, przez pewien okres czasu myślałam że moje przygoda z odchudzaniem skończyła się szybciej niż się zaczęła, ale testy betaHCG pokazały, że jeszcze mam o co walczyć ;)
Nawet udało mi się przy trzecim podejściu pojechać z Juniorem do stolicy na kontrolę :D ale już zaczęłam się zastanawiać czy PKP może nam zabronić po raz kolejny zmiany terminu przejazdu zarezerwowanych biletów. Moja pociecha nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać (w celu urozmaicenia mu kontroli lekarskich, na wyjazdach zabieram go w różne ciekawe miejsca w wolnym czasie) Jak już wychodziliśmy po 1,5 godzinnym zwiedzaniu muzeum techniki, junior zadecydował: "A teraz idziemy do kości dinozaurów" - chodziło mu oczywiście o ukochane muzeum ewolucji, ale przyjemności trzeba sobie dawkować. Mam nadzieję, że ten głód wiedzy pozostanie w nim jak najdłużej :)
Potomstwem mogę się chwalić, ze mną jest trochę gorzej. Początkowe zachłyśnięcie dietą powoli mija. Stresy niestety zajadam czekoladą (staram się gorzką :P - ale to marne pocieszenie) Na wyjazdach z plecakiem i szkrabem, też trudno trzymać dietę - kolejna wymówka (w wymówkach jestem rewelacyjna). Ale najlepsze jest to, że mimo kombinatoryce stosowanej w diecie waga powolutku ale idzie w dół :P Co nie motywuje mnie do ukorzenia się i poddania diecie bez podjadania.
Ratują mnie tylko ćwiczenia. Asiu Majewska kocham cię :*
Więc wykorzystując chwilową stagnację spróbuję wrócić do postawionych celów i nie zaprzepaścić tego co już udało mi się osiągnąć :)
EwaFit
8 marca 2017, 21:21Tak wymówki powodują że zamiast iść do przodu ciągle stoimy w miejscu albo się cofamy....więc tyjemy. Trzeba zacząć mówić stóp wymowkom! Powodzenia
Osobkazozz
9 marca 2017, 06:20Racja muszę wreszcie skończyć z wymówkami i wziąć się za siebie :)