No jak nic popadam w alkoholizm, i to na spółke z córką . Ona zachlała twarz z piatku na sobotę , a ja z soboty na niedzielę. Ona sie struła tak jak ........no brak mi słów. Dopiero wieczorem mówiła normalnie.
A ja dzisiaj rano wstałam i tak mi sie zakręciło w głowie , że musiałam się ściany złapać.
UUUUUUUUUUUuu niedobrze , ale zaraz przypomniało mi sie powidzenie ...........na katza najlepsza ciężka praca,
Zazwyczaj zachlewam ryja jak na koniach jestem, to na drugi dzień nie problem wypocić ...................a to z boksu gnój się wywali, z 10 koni wyczyści, na jazdę pojedzie . I po jakiś 2 godzinach człowiek mokry jak szczur , ale jak nowo narodzony. Prysznic i po bólu
A w domu to co...............kurde nic.
Biegać nie mogę ....nogi
Gnoju nie zahodowałam. Koni brak.
Stoję tak , trzymam sie tej ściany , a ona sie kołysze razem ze mną.
Jak w końcu doczołgałam się do toalety ....miała gotowy plan.
Po pierwsze puściłam ścianę............a niech sie wali jak taka durna , żeby sie kołysać
Po drugie umyłam zimna wodą to co sie dało ...........zęby ciepłą.
Po trzecie poszłam do kuchni i wypiłam na rurę z pół litra wody mineralnej marki żywiec zdrój .
I byłam nawalona od nowa
taaaaaaaaaaa .........skleraza objawia się w różny sposób. Ja miałam sie spokojnie gorącej herbatki napić . Dostojnie . najpierw troche a potem znowu odrobinkę .
Nie ...........musiałam nażłopać sie zwykłej wody.
Usiadłam , złapałam się stołu. No żeby nie odjechał i usiłowałam sie skupić.
No i przypomniałam sobie ,że wczoraj przygotowałam stos mięsiwa.
No to do roboty.
Kurczak do piekarnika, Karkówka sie dusiła, Kotlety się smażyły.
W tak zwanym międzi czasie .....kawa............ zmiana pościeli.
Kupiłam wczoraj nowe poduchy ................pysznie sie na nich śpi.
Skarb zajrzał na balkon i donióśł uprzejmie, że psy cóś zrzuciły. No to ja na balkon .................sprzątanko.
Potem prysznic i mycie głowy.
Potem umyłam gary,
obrałam warzywa na sok.
Obrałam ziemniaki
Zrobiłam sok dla siebie i Skarba.
Zrobiłam obiadek
Spakowałam kotlety i kurczaka i jeszcze gorące ziemniaki dla synka
a resztki z marchwi i jabłek dla koni.
wsiedlismy do autka i wiooooooooo - 10 km trasą . szybciutko będzie . I tu mnie w końcu dopadł katz.
Nawet z autka nie wysiadłam tylko wydałam polecenia przez okno.A potem Skarb mi kupił karton soku pomidorowego .
w domu padłam na wyro i przespałam do 20. No i dopiero teraz przestało mną trzepać.
wnioski................
Dobrze jest od czasu do czasu sie uchlać , bo wszytkie zaległości sie odrobi - takiego szwungu dostaję
Ale nie jestem do końca przekonana czy poźniejszy katz jest wart tego
Prawdziwa korzyść jest taka ,że jest mi cały czas niedobrze i tylko pije a nic nie jem ......a może to nie jest korzyść. Już sama nie wiem.
Ot taki bełkot po katzowy .
No i jeszcze jedno .............na katzu oglada sie świat z zupełnie innej perspektywy
mirabilis1
7 listopada 2010, 22:10ja po 400g wiśniówki potrafiłabym tylko plecami materac w łóżku objąc. I z zamkniętymi oczami wpatrywac się w sufit. Bo przez otwarte światło wypaliłoby mi mózg.... Ale czasem mam ochotę się nawalic, żebym przynajmniej wiedziała, dlaczego mi źle...