Jeśli chodzi o dietę to były stracone dwa tygodnie.
Żarłam śmieci. Już tam mniejsza o ilość. Zapomniałam o tym, że zdrowe jedzenie jest istotą. Przyszedł PMS, byłam nerwowa, łaknęłam cukru. Co z tego, że miałam więcej ruchu w związku ze sprzątaniem piwnic (mojej i rodziców). Co z tego, że jutro idę w góry. Ruch jest ważny, ale kluczem jest prawidłowe jedzenie.
Jakoś niepostrzeżenie jakiś czas temu wróciłam do białego ryżu. Przez co łatwiej mi było wrócić do białej mąki, a potem do ciastek i wszystkiego co słodkie. O ja głupia.
Biały ryż jest biały!!! Jak makaron biały (którego przecież z zasady już nie jadam, a ostatnio, o zgrozo, zrobiłam sobie zupkę instant z takowym). Jak chleb biały (który mi najtrudniej wyeliminować). Uświadomiłam sobie ten ryż dopiero dzisiaj. A przecież lubię brązowy, więc co ja robię? :P Doszło do tego, że nawet kaszę przestałam jeść, a taka zdrowa.
Teraz mam zdecydowanie wahnięcie wagi na plus, przedokresowe. Normalka. Ale to wciąż oznacza, że nie schudłam. Ugrzęzłam w miejscu. A czas leci. Do moich wymarzonych wakacji (czyt: 1.07) jeszcze 3 miesiące i 9 dni. Nie stracę tego czasu.
Ruch tak! Ale podstawą podstaw jest żywienie.
Wracamy do początków. Bo już widzę efekty tych dwóch tygodni. I ospałość. I gorsze samopoczucie. I wszystko wszystko. A jedzenie ma budować i wzmacniać, a nie zabijać.
ambus
25 marca 2014, 12:14Ważne, że masz świadomość błędów i jesteś gotowa, żeby je naprawić. Szykuj się na swoje wymarzone wakacje;) A dokąd się wybierasz jeśli wolno spytać?