W tłusty czwartek - czyli jeszcze w lutym wróciłam do biegania. Po prawie 4 miesięcznej zimowej przerwie - myślałam, że będzie gorzej, tymczasem udało mi się przebiec moją "spokojną" około 5 km trasę bez przerwy i bez większych problemów i koszmarnej zadyszki. Idealnie nie jest, ale porównując moją formę z przed roku i teraz to cóż... nawet nie ma czego porównywać. Biegałam też w niedzielę i dzisiaj z samego rana (no dobra, około 9 ale dla mnie to było zaraz po przebudzeniu ;P). W planach bieganie 3x w tygodniu i po odzyskaniu formy stopniowe wydłużanie trasy do odległości równej półmaratonowi. Czuję, że dam radę.
Wróciłam też do treningów boksu tajskiego (wczoraj) a w poniedziałek udało mi się zaliczyć łyżwy (na pożegnanie zimy). Jutro znów trening, w piątek biegam sobota upłynie pod znakiem dzień-kobietowego lenistwa i w niedzielę znów biegamy.
Wypróbowałam masaż bańkami chińskimi - trochę boli :/ jednak powtórka będzie jak tylko wrócę na weekend do domu. Na razie nie wiem czy są efekty - pewnie masują trochę za słabo i za krótko, ale trenuję w krótkich spodenkach i nie chcę wyglądać jak jeden wielki siniak.
MUSZĘ DORWAĆ WAGĘ.