7 stycznia 2014 r.
W wigilię postanowiłam zmienić parę rzeczy w moim życiu. Kiedy udało mi się w końcu zapanować nad bałaganem w pokoju, kiedy zobaczyłam więcej niż skrawek niebieskiej wykładziny zachciało mi się widzieć ją taką codziennie. Papiery trzymam w segregatorze w foliowych koszulkach zamiast rozłożone na podłodze. O dziwo, chyba im tam dobrze. W każdym razie mnie zaczęło być lepiej. Coś w tym, że porządek pomaga jednak jest. No dobrze, do ideału mi jeszcze sporo brakuje, ale nie pozwalam zwyciężać chaosowi.
Przy okazji porządków znalazłam a6w. Powspominałam stare dobre czasy i ruszyłam tyłek. Powiedzmy w sukces dociągnięcia do końca niespecjalnie wierzyłam. Ale kiedy kolejnego dnia zaczęłam szukać powodu, wiadomo święta, aby dalej nie ćwiczyć, trafiłam na ładny obrazek z podpisem: zawsze znajdziesz powód, aby czegoś nie zrobić, ale jeśli czegoś bardzo chcesz znajdziesz sposób aby to zrobić. No i znalazłam. Dziś zaliczyłam 15 dzień.
Dziś doszła kolejna zmiana. Te wszystkie motywatory o bieganiu mnie do tego skłoniły. Biegać na razie się boje. Wiem - powód. Ale boję się i już. Mój wyjec jednak nie przepada za takimi obciążeniami. Musze jeszcze trochę poczekać. Biegać się boję, ale nic nie stoi na przeszkodzie abym sobie zafundowała konkurs miss mokrego podkoszulka. Sześć razy w tygodniu zamierzam mieć mokry podkoszulek, czyli „sprawić, że tłuszcz będzie płakał”. Poniedziałek odpuszczam, chyba, że znajdę sposób, aby skończyć z dziwnym system pracy. Mam nadzieję, że znajdę.
Dziś odkryłam ile to naprawdę jest minuta. Wsiadłam na rower stacjonarny. Stał sobie samiuteńki, pokrzywdzony i nieszczęśliwy. No to go odwiedziłam. Po dwóch minutach zdjęłam polar. Po pięciu miałam ochotę zsiąść i powiedzieć: wystarczy na dziś. Nie wystarczyło. Przejechałam 7,3 km z obciążeniem na 3. Spaliłam 493 kcal. I czułam każdą przejechaną minutę. Jutro sobie pewnie powyję, ale to będzie jutro. Dziś byłam miss.
Ważę się dwa razy dziennie.
Wiem, niepotrzebnie i wieczorem człowiek jest grubszy, i nie ma co
się denerwować. Nie denerwuję się Rano ważyłam 85,9 wieczorem
85,4. Z tym, że rano byłam niewyspana. A do wieczora udało mi się
załapać barku jace dwie i pół godziny. Poza tym podoba mi się
opcja z mniejszą wagą. To pewnie te kilometry.
Jedzenie:
Kawa 80
jabłko 70
1,5 kromki chleba 243
cola 2
1 kromka chleba 162
1 kanapka 162
3 jabłka 210
ser topiony 90
marchewka 40
żurawina 128
śliwka suszona 100
zupa – 150
Razem 1437 kcal (źle nie jest)
lovecake33
8 stycznia 2014, 14:27Ale tego ważenia 2 razy dziennie to ja nie pochwalę :D Powodzenia!!!
virginia87
8 stycznia 2014, 02:17Zmiany -dobry początek wszystkiego :-) tak zapytam- te owoce to w ciągu dnia czy na noc?
naughtynati
8 stycznia 2014, 01:01widzę, że dużo zmian na lepsze! :)) też jestem mistrzynią chaosu, może uda mi się nad nim zapanować..