Wczoraj mimo dnia narzekania zwlokłam się z fotela i poszłam na basen. No i oczywiście masa ludzi. Wszyscy nagle polubili wodę? O 19.00 basen przeważnie puchy, a teraz... No ale dzień narzekania miałam wczoraj więc dziś powinna pisać mniej więcej tak: basen w moim miasteczku przestał świecić pustkami. Wreszcie ludzie zaczynają doceniać znaczenie rekreacji fizycznej. Na szczęście i dla mnie znalazło się miejsce. Dzięki temu, ze musiałam dzielić tor z młoda adeptką pływania nauczyłam się robić nawroty przy linie, a nie tylko przy ścianie. Brzmi ciut lepiej, ale tak jakbym do gazety pisała, a nie do pamiętnika.
W każdym razie wczoraj przepłynęłam 2 km kraulem i zakończyłam plan tygodniowy. A dziś dołożyłam do tego 350 m grzbietem i 50 m kraulem. Ale wiecie jakiego lenia musiałam wypędzić aby się ruszyć sprzed telewizora? W wypędzaniu bardzo pomógł kisielek cytrynowy dodał energii i kopa, ze trzeba ją gdzieś zostawić.
Kilometerków też przeszłam więcej niż założenia przewidują. Ale będę musiała trochę przystopować. Kolano zaczyna zbyt protestować, choć z drugie strony kto widział ulegać dziwny zachciankom stawu kolanowego prawego.
Co do wody 1,5 l wczoraj i pół dzisiaj ale dzień jeszcze trwa, a ja lubię popijać przed kompusiem.
Jedzonko
środa
- 4 kromki chleba razowego z masłem i żółtym serem
- 3 pomidory
-6 ogórków
-0,5 l. coli light (chyba się znów uzależniam)
- 0,7 kg śliwek
- garść borówek
- kilka malin
- 3 jabłka
- 2 talerze ogórkowej
- garść rodzynek
- trochę twarogu z cukrem – smakowałam bo robiłam sernik
- kisiel cytrynowy salaterka
- winogrona z pół kilo
- 2 szklanki herbaty czerwonej
- 1 filiżanka espresso z mlekiem
czwartek
- 2 kromki chleba razowego z masłem, żółtym serem i ogórkiem małosolnym
- 1 kromka razowego chleba z pastą z boczniaków
- 4 jabłka
- 2 pomidory
- talerz ogórkowej (wychodzi na to, ze jednak lubię zupy)
- ziemniaki z mizerią, a właściwie z ogórkami i śmietaną bo bez cukru i cytryny
- winogrona – 10 sztuk
- kisiel cytrynowy
- garstka rodzynek
- 2 szklanki kompot z jabłek
- 2 herbaty czerwone
Ach no i lody. Miły być jutro, no ale skoro mój miły stawiał, bo wiedział, ze gdzieś w planach dietki mam takie małe co nie co. To się zgodziłam. W sumie kiedy nie gra roli. Ważne, zeby nie przekraczać normy. Ale wiecie co??????? One były za słodkie!!!!! Moje ulubione czekoladowe i orzechowe gałki lodowe, ta sama firma nie smakowały mi!!!!!!!! W przyszłym tygodniu idę na serniczek.
ewulkaq
18 sierpnia 2006, 22:34no ja to też bym z chęcią popływala sobie...ale że nie umiem to to jakoś w gre nie wchodzi! nad wodą to sie z dziecmi pluskam heheh :) a na grzybki to sie koniecznie wybierz! frajda niesamowita !!!! :) a potem je jeśc ojjj paluszki lizać :p ja to najbardziej je lubie z chlebkiem i keczupem :) pychaaaaaa!!!!! ehhh a lodów to ja nie pamietam kiedy ostatni raz jadłam! od dziecka ze mnie łakomczuch ale szczerze powiedziawszy najłatwiej mi ze słodkiego zrezygnować ...dziwne to jakieś... a tam! smacznego serniczka życze!!! ;) heheh buziaki :)
anusiak
18 sierpnia 2006, 22:34Hihi, dzieki i nawzajem:))) Musimy byc silne i dać radę!!:D
neverstop
18 sierpnia 2006, 22:22tylko życie ma to do siebie,że po dietce byłoby nieciekawe...a my przeciwnie.. :)
puszek86
18 sierpnia 2006, 22:10Też bym popływała - pogratulowac odwagi, ja bym stroju nie ubrała, ale mam troche kilo wiecej, wiec normalne :P Co do opierania sie pokusom... Oj ciezko ciezko, ale... W Twoim przypadku serniczek po takim wysilku - WSKAZANE :) Pozdrówka! :*