Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bilans negatywny, pora brać się do roboty!
23 stycznia 2011
Moje piękne 73kg poszły się bujać. Ten tydzień był całkowicie straszny. Nie wiem skąd mi się wziął ten niepohamowany apetyt, ale to chyba jednak ma coś wspólnego z rozstrojami hormonalnymi, bo humor też ostatnio mam taki dziwny. A wiadomo - "najlepszą" receptą na kobiece nastroje są słodycze i inne kaloryczne rarytasy. Jak weszłam wczoraj wieczorem na wagę to wskazała 76kg! Tak, porażka. Motywuje mnie jednak to, że nie chcę stracić więcej z tego co mimo wszystko osiągnęłam, bo powrót do 80 byłby totalną porażką. Za trzy tygodnie jadę w góry wyszaleć się znowu na desce. Do tego czasu chciałabym zrzucić tyle ile przybrałam ostatnio. Nie powinno być to aż takie trudne, bo teraz jestem przede wszystkim "napchana" jeszcze tym ostatnim jedzeniem. A jak przez kilka dni pobędę znów na zdrowej diecie to organizm powinien sam się zregenerować i oczyścić. A na feriach jak to na feriach nie powinnam mieć problemów z zajęciem sobie czasu, więc o jedzeniu myśleć nie będę, a tym samym nie będę go w siebie wciskać. A na teraz mam jeszcze karnet na aerobik, więc jak tylko sesja na uczelni trochę wyluzuje to muszę go zrealizować.