Ten dzień, zaczął się od pakowania i śniadania. Ruszyliśmy na lotnisko. Ale nie, nie był to jeszcze powrót do domu. W tamtejszej wypożyczalni mieliśmy zarezerwowany samochód na dalszą część pobytu w Portugalii. Wybraliśmy zwykły samochód pięcioosobowy, nie żaden van. Nie chcieliśmy przepłacać. Z trudem upchaliśmy się w piątkę, i do tego z bagażami. Pojechaliśmy do niedalekiej Sintry, położonej wysoko w górach Serra de Sintra. Nie wiem czy nazwa miejscowości wywodzi się od gór, czy odwrotnie. Dla portugalskiej arystokracji Sintra była miejscem ucieczki przed letnimi upałami. Pełno tu pałaców i ekstrawaganckich rezydencji. No i słynne ruiny Castelo dos Mouros, od których zaczęliśmy zwiedzanie.
Szliśmy w zieleni wśród efektownych skał.
Ruiny murów, w wielu miejscach zarosły roślinnością, która wzięła w swe władanie sporą część dawnej świetności zamku.
Zwiedzanie zaczęliśmy od maleńkiego muzeum, do którego wchodzi się przez taki piękny portal.
Weszliśmy na mury obronne.
Ruiny murów obronnych, mauretańskiej twierdzy z VIII wieku, pną się w górę po zboczach pasma Serra de Sintra.
Weszliśmy na basztę. Wspinanie opłaciło się, bo mieliśmy stamtąd wspaniałe widoki na całą okolicę.
Wśród zieleni wypatrzyłam pałac Quinta da Regaleira i otaczające pałac ogrody.
Na tym ujęciu widać nawet ocean.
Zrobiłam zbliżenie, na leżący w centrum Sintry pałac (Palacio Nacional de Sintra). Te rzucające się w oczy dwa olbrzymie, białe stożki to kominy kuchni pałacowych.
Od kolejnej strony zobaczyłam Palaco de Pena. Stoi na najwyższym szczycie wzgórz Serra de Sintra.
Wędrowaliśmy i cieszyliśmy się, że to maj a nie sierpień. Bo i tak było upalnie, mimo chłodzącego wiatru od oceanu .
W oddali rozpościerała się panorama regionu.
Opuściliśmy mauretańską twierdzę.
Pojechaliśmy w kierunku Pałacu Pena.
Aby zilustrować nasze zwiedzanie, pokazuję już tutaj makietę całego zespołu pałacowego.
Podeszliśmy do wejścia. Pałac został on wzniesiony w połowie XIX w., dla męża królowej Marii II. Wcześniej, przed trzęsieniem ziemi w 1755 r., był w tym miejscu klasztor Hieronimitów.
Widać, że pałac został zbudowany na potężnych fundamentach i resztkach murów klasztornych.
Weszliśmy przez taką bramę. Arabskie wpływy widać bardzo wyraźnie.
W pałacu zastosowano ekstrawaganckie kolory, widać tu iście eklektyczne pomieszanie stylów i zdobień. Nasza grupa nie była jedyną, która chciała zwiedzić to miejsce, zaliczane do Siedmiu Cudów Portugalii.
Szliśmy dalej. Najpierw takimi krużgankami.
A potem już schodami. Marek nas prowadził.
U wejścia na schody, straszy straszny maszkaron.
Krużganki, ozdobione kolorowymi azulejos, są pozostałością pierwotnych zabudowań klasztornych.
Ta piękna rzeźbiona muszla wsparta na pancerzach żółwi, być może pełniła rolę fontanny. A może wanny?
Zaczęliśmy zwiedzać wnętrza.
Weszliśmy do bogato urządzonej sali jadalnej. Aż bym chciała zasiąść przy tym stole.
Ale zamiast biesiadować, poszliśmy dalej - do królewskiej sypialni, z olbrzymim czerwonym łożem.
I dalej, do sali balowej. Na takiej kanapie można było przysiąść w oczekiwaniu na zaproszenie do tańca.
Postać Turka trzyma w ręce lampę, jak buławę.
Ten słoń zapewne wielu osobom przynosi szczęście.
Biurko mnie zachwyciło. Chciałabym przy takim spisywać swoje notatki.
Kolejny niezwykły mebel. Zastanawiam się co to jest. Kredens?
Dotarliśmy do zakrystii. Wystawiane są tu, srebrne i złote naczynia mszalne.
Pod koniec wędrówki, zaczarowała mnie ta przepiękna kuchnia.
Miedziane garnki, patelnie, olbrzymi moździerz oraz gąsiory na wino i ozdobne gliniane misy, sprawiają wrażenie jakby właśnie posprzątano po przygotowaniu uczty.
Wychodzimy na zewnątrz. Zafascynowało mnie to połączenie niebieskiej wieży i żółtej ściany obronnego muru .
Zerknęłam w dół i zaciekawiłam się. Kamienne węże, oplatające całkiem zwykłe drzwi. Strzegą wejścia do tajemnej komnaty?
Weszliśmy na kolorowy dziedziniec. Niższe partie mają kolor żółty lub niebieski, a najwyższe są ceglaste.
Wyszliśmy takim oto przepięknie zdobionym przejściem.
Ozdoby okna i rozety w iście manuelińskim stylu.
Mityczny potwór morski - Adamstor, broni przejścia z drugiej strony.
Czyż nie jest przerażający? Strach się bać
Tą piękną, zwieńczoną blankowanymi wieżyczkami bramą, wyszliśmy z Pałacu Pena. Uwagę zwracają ozdoby w kształcie kamiennych ćwieków.
Pełni wrażeń jechaliśmy na przylądek Cabo da Roca. Ale zgłodnieliśmy i zatrzymaliśmy się w tej knajpce. Wyglądała niewinnie, ale ceny miała grzeszne.
Przyznaję, że nigdy wcześniej nie jadłam tak pysznych sardynek.
Ewa skusiła się na ośmiorniczki i też była nimi zachwycona.
A to wino było tak wyśmienite, że później próbowaliśmy znaleźć je i kupić, w którymś ze sklepików. Niestety, nie udało się.
We wspaniałych humorach, ruszyliśmy na spacer wzdłuż wybrzeża. Oto klify Cabo da Roca w pełnej krasie.
Ten obelisk, zaznacza najbardziej na zachód wysunięty kraniec Europy kontynentalnej. Inskrypcja na boku pomnika, jest cytatem ze słynnego portugalskiego poety, Luisa Camoesa (1524–1580), który opisał tę okolicę jako "miejsce, w którym kończy się ląd i zaczyna ocean".
Potem już jechaliśmy prosto do Peniche. W niewielkim miasteczku rybackim, spędziliśmy kolejne dwie noce i dzień. Następna relacja, stamtąd.
renianh
13 lipca 2020, 20:58Zachwycajace,naprawde jestem zauroczona:)
Nieznajoma52
13 lipca 2020, 23:45Zamek Maurów w pełnej krasie na pewno był zachwycający:)
luckaaa
10 lipca 2020, 14:07wspaniala wycieczka , napatrzec sie nie mozna . Zwlaszcza w czasach corona virusa , kiedy nam nie mozna jezdzic
Nieznajoma52
10 lipca 2020, 19:11Tak się właśnie pocieszam:)
Tadeuszsz
10 lipca 2020, 13:14Bardzo interesująca i sympatyczna wyprawa. Mało ołtarzy, mało azulejos. Superowskie.
Nieznajoma52
10 lipca 2020, 19:10Nic nie poradzę na to, że zabytkami najczęściej są kościoły i klasztory :)