Po wczesnym śniadaniu, poszliśmy z Marylką i jej mężem, na miejsce zbiórki. Przyznacie, że miejsce nie wygląda zbyt estetycznie
Pozbieranie wszystkich uczestników z poszczególnych hoteli, nieco trwa. Sprawiedliwe to nie było. Nie dość że musieliśmy wcześniej wstać, to jeszcze jeździliśmy od hotelu do hotelu, zanim zebrał się komplet. Jedno co dobre, to to, że można było wybrać lepsze miejscówki w autokarze. Nasza przewodniczka miała na imię Kamila. W trakcie jazdy chodziła jak konduktor i zbierała pieniądze. Musiałam zapłacić z góry, za cztery wycieczki które sobie wybrałam (tanie nie były ). Po czym siadła na swoim miejscu i zaczęła snuć opowieści o Krecie.
Kreta jest piątą co do wielkości wyspą Morza Śródziemnego. Ma 260 km długości i 60 km szerokości (w najszerszym miejscu). Leży w pobliżu trzech kontynentów. Najbliżej ma do Europy (100 km), najdalej do Afryki (300 km), a do wybrzeży Azji ma 200 km.
Wydawało by się, że Kretę można szybko objechać. Nic bardziej mylnego. Drogi, nawet tzw. autostrada, pozostawiają dużo do życzenia. Pani Kamila opowiadała, że najwięcej dochodów, czerpią Kreteńczycy z upraw ziemniaków, aloesu, oliwek, winorośli i bananów. Ziemniaki zbierają aż cztery razy w roku. Aloes, cieszy się wielką popularnością stosunkowo od niedawna. Kosmetyki z aloesu tak dobrze się sprzedają, że obecnie jego uprawa jest głównym źródłem dochodu, dla ponad 300 plantatorów. Z winogron robi się nie tylko wina, ale i rodzynki. Zaskoczyło mnie, że Grecja ma czwarte miejsce na świecie, w eksporcie rodzynek. I jeszcze jedna ciekawostka. Na Krecie, w miejscowości Arvi, na początku sierpnia, odbywa się Festiwal Bananów. Właśnie w rejonie miejscowości Arvi, są największe plantacje bananów. A koło domów, banany i winorośle rosną prawie wszędzie. O oliwie, opowiem w następnym wpisie.
Jadąc do Agios Nikolaos, minęliśmy miejscowość turystyczną, Malia. Nie to jest jednak najciekawsze. Trzy kilometry od centrum miasteczka, prowadzone są bardzo ciekawe wykopaliska archeologiczne. Odkryto tutaj, trzeci co do wielkości kompleks pałacowy, z okresu minojskiego. Niestety, nie mieliśmy go w planie. Podobno najsłynniejszym znalezionym artefaktem, jest złoty wisior, przedstawiający dwie przytulone do siebie złote pszczoły. Obejrzałam go później w Muzeum Archeologicznym, w Heraklionie. Ale pokażę go teraz. Czyż nie jest piękny?
No i dotarliśmy do Agios Nikolaos. Jest to czwarte, co do wielkości, miasto Krety. A zarazem najmłodsze, bo z XIX wieku. Nie ma w nim znanych zabytków, ale spacer po nim to prawdziwa przyjemność. Autokar zatrzymał się nieopodal portu i od razu miałam piękny widok na miasto...
a nawet na taki romantyczny żaglowiec.
W 1870 r., przekopano kanał, który połączył Jezioro Voulismeni z Zatoką Mirambello. Zlikwidowano w ten sposób, jeden z nielicznych na Krecie akwenów słodkowodnych.
Postanowiliśmy obejść jezioro Voulismeni, przy którym pełno przyjemnych restauracyjek. No i kaczek .
Wpierw podeszliśmy do takiej maleńkiej kapliczki. Wygląda tajemniczo, schowana w skale. Niestety nie mogę znaleźć o niej żadnych informacji.
A potem zaczęliśmy wchodzić na punkt widokowy. Warto się pomęczyć nawet w upał, bo widoki są naprawdę przednie. Według mitologii, w jeziorze tym, kąpała się sama Atena. Niektórzy, do tej pory wierzą, że gdy wykąpie się w jeziorze małą dziewczynkę, to wyrośnie na bardzo mądrą kobietę
Zdjęcie z takimi widokami w tle, jest obowiązkowe
Przechodziliśmy koło takiej kawiarni. Przyjemnie byłoby tu przycupnąć, bo widok nadal jest wyśmienity.
Trochę pospacerowaliśmy po uliczkach w centrum (zdjęcia z internetu, bo swoje chyba wykasowałam).
Sklepik z naturalną żywnością.
A tu główny deptak Agios Nikolaos.
Potem nieco już znużeni, przysiedliśmy przy nabrzeżu, na kufel zimnego piwa. Przyjemnie nas orzeźwiło.
Przed powrotem do autobusu, obejrzeliśmy dwie nowoczesne rzeźby, ilustrujące znane postacie z mitologii greckiej. Oto pomnik rogu, kozy Almatei. Według przekazu, własnym mlekiem wykarmiła ona malutkiego Zeusa, ukrytego w pieczarze na Krecie, przed jego ojcem Kronosem. Kiedy Almateia ułamała róg, mały Zeus zamienił go w róg obfitości (róg ten napełniał się wszystkim czego zapragnął jego posiadacz).
Zeus, bóg wszystkich bogów, zakochał się w księżniczce fenickiej - Europie. Przybrał postać pięknego byka i porwał Europę, kiedy zafascynowana, usiadła na jego grzbiecie. Biegł długo, dzięki Posejdonowi przebiegł nawet przez morze. Dotarł na Kretę i ukrył księżniczkę w pięknej grocie. Europa urodziła Zeusowi dwóch synów: Minosa i Radamantysa (niektóre przekazy wspominają jeszcze o trzecim synu - Sarpedonie). A gdy Zeus ją porzucił, została żoną króla Krety - Asterios, który adoptował jej synów. Minos został po jego śmierci królem. I to jednym z najważniejszych królów Krety. To od jego imienia pochodzi nazwa kultury minojskiej.
A oto pomnik Byka-Zeusa i siedzącej na nim, Europy.
Ruszamy do Eloundy, ale nie po to żeby ją zwiedzać. Podobno, jest to ulubiona miejscowość wypoczynkowa celebrytów. Właśnie tu wsiadamy na stateczek, by udać się na Spinalongę.
A tu widok ze stateczku, na pobliskie miejscowości: Plaka i Elounda.
Właśnie dopływamy do Spinalongi.
Dobrze widać ruiny starej twierdzy weneckiej, z 1579 r., wzniesionej wtedy, gdy Wenecjanom zaczęło zagrażać Imperium Osmańskie. Od 1715 do 1898 r., na mocy traktatów, Spinalonga należała do Turków.
Jak już wspominałam, znalazłam się na Spinalondze dzięki zauroczeniu Marylki, powieścią "Wyspa". Byłam nastawiona mniej emocjonalnie niż Marylka, bo książkę przeczytałam dopiero po powrocie z Krety. Ale i tak przejęłam się tragiczną historią wyspy.
Gdy Spinalongę opuścili ostatni Turkowie, w 1903 r., zaczęto tu zwozić chorych na trąd. Nie wolno im było wyspy opuszczać. Na szczęście (tuż przed II Wojną Światową) wynaleziono lekarstwo na trąd. Grecy zaczęli je stosować, na Spinalondze, dopiero po wojnie. Ostatnia wyleczona osoba, opuściła wyspę w 1957 r. Życie w całkowitej izolacji płynęło tam w miarę spokojnie. Chorzy pracowali, zakochiwali się i zakładali rodziny. Potrzebny był im kościół. Podobno Spinalongę, jako ostatni z mieszkańców, w 1962 roku, opuścił prawosławny ksiądz. W prawosławiu, należy przez pięć lat odprawiać msze za dusze zmarłych. Obfotografowałam kościół z obu stron.
Opuszczona wyspa, z tak tragiczną i wstydliwą historią (z początku trędowatych traktowano jak przestępców), zaczęła popadać w ruinę.
Przez dłuższy czas spacerowaliśmy pomiędzy zrujnowanymi budynkami.
Tu Marylka posila się jabłkiem, w cieniu skały.
Wyczaiłam też, takiego rudego kota
Rozpoczęliśmy wędrówkę pod górę.
Po drodze mijaliśmy fragmenty twierdzy weneckiej...
i podziwialiśmy widoki.
Nie weszłam na sam szczyt, bo bałam się że nie zdążę na powrotny statek. Schodząc, widziałam kilka domów zachowanych w dobrym stanie. Mieszczą się w nich sklepiki z pamiątkami. Była akurat pora siesty.
Stateczkiem popłynęliśmy na dziką plażę. Większość z nas, z przyjemnością zanurzyła się w wodzie. A ja, na pokładzie, przy zimnym piwie, czekałam na pyszne, grillowane warzywa (zdjęcie z internetu). Było to co lubię: papryki, bakłażany i pomidory.
Reszta, po kąpielach, pałaszowała grillowane mięsa (zdjęcie z internetu).
Przyszedł czas na powrót do hotelu. Zjeżdżaliśmy ostrymi serpentynami, co dostarczało nam niezłej adrenaliny. Tak jak na początku wycieczki ruszaliśmy jako jedni z pierwszych, tak dotarliśmy prawie na końcu. Na szczęście, w sam raz na kolację.
Całą paczką fajnie się bawiliśmy. I przy kolacji i po niej. Biesiadowaliśmy do późna, a dodatkowo czas umilał nam ciekawy zespół artystyczny.
renianh
5 kwietnia 2020, 15:57Milo powspominac ,na spinalondze spedzilismy caly dzien bo bylismy na wczasach naperzeciw tylko kilka km w bok . Poszlismy na nogach dojechalismy takim niby tramwajem wodnym i tak samo wrocilismy:)))
Nieznajoma52
7 kwietnia 2020, 11:47Ładnie tam jest :)
roogirl
4 kwietnia 2020, 20:25Byłam w Agios z 10 lat temu. Fajnie sobie przypomnieć :)
Nieznajoma52
5 kwietnia 2020, 10:29Bardzo ładne miasteczko:)
Aldek57
4 kwietnia 2020, 18:28Dziękuję za kolejną piękną relację, chętnie bym się tam wybrała:))pozdrówka
Nieznajoma52
4 kwietnia 2020, 19:12Bardzo mi się tam podobało. Chętnie bym się tam jeszcze wybrała, ale tym razem na zachód wyspy.
alinan1
4 kwietnia 2020, 16:21PIĘKNIE!! Jejku co za widoki! Smutna historia tej wyspy, ale ciekawe miejsce... Muszę zapamiętać. W razie czego cofnę się do Twoich wpisów. Bo my jedziemy prywatnie, będziemy mieli wypożyczony samochód, to możemy jeździć gdzie chcemy... Ach - rozmarzyłam się...:))). Mówisz, że do września wszystko już będzie ok i pojedziemy?
Nieznajoma52
4 kwietnia 2020, 16:46Pewnie.
Kasztanowa777
4 kwietnia 2020, 13:46Pochodziloby sie po tych ruinach, lubie takie klimaty! Piekna relacja, pamietam ze Mada tez opisywala te wycieczke. Fajnie, ze az tyle zdjec zmiescilo sie we wpisie.
Nieznajoma52
4 kwietnia 2020, 15:00Zaczęłam trochę dzielić wpisy. Sobotnią wycieczkę podzieliłam na trzy.
Tadeuszsz
4 kwietnia 2020, 13:19Fajna opowieść. Słoneczna, choć ze szczyptą tragizmu. Ale najbardziej ucieszył mnie widok Byka-Zeusa z Europą. Więc to jednak prawda, że Europa pokazuje nam d... hihi.
Nieznajoma52
4 kwietnia 2020, 13:28Jak zrobiłam zdjęcie od bardziej politycznej strony, to wyszło za ciemne :)))
mada2307
5 kwietnia 2020, 00:08Mnie też " przód " nie wyszedł. O tej porze słońce było od tyłu 😜