Mam ochotę na coś słodkiego. Najlepiej jak by to było ciasto czekoladowe...
Ale... zaraz, zaraz... co się dzieje?! Przecież od kilku miesięcy nie miewam takich zachcianek. Nie to, żebym wcale słodyczy nie jadła-jadłam, ale sporadycznie. Jakieś ciastko, cukierek, kanka czekolady.. no dobra-czekoladzie nigdy nie potrafiłam się oprzeć, więc najczęściej pochłaniałam całą (często dzieląc się z mamą albo tatą).
A teraz taka zachciewajka... Może to świadomość, że jestem na diecie i wiem, że nie powinnam, tak działa? Albo to raczej przez te ciasta, których się naoglądałam w internecie
No to chyba znalazłam przyczynę. I mam za swoje. Po co przeglądałam przepisy na słodkości?! Zamiast wziąć się za pisanie sprawozdań... ahh ty niedobra.
Ale cóż.. lubię piec ciasta, tym bardziej że mój chłopak je uwielbia :)
Może w następnym tygodniu wyszukam przepis na coś słodkiego, ale małokalorycznego i upiekę, jak wrócę do domu
Jeśli chodzi o słodycze, to i tak jestem z siebie baaaaardzo, baardzo dumna!
Miałam w kilka razy w życiu okresy, brzydko mówiąc (ale łagodniej nie da się tego ująć), wpier****nia słodyczy na potęgę. Szłam do sklepu, kupowałam np. paczkę ciastek, czekoladę (najlepiej dużą Milkę), jakieś czipsy, i pochłaniałam wszystko w ciągu kilku godzin. Jak mi się zrobiło za słodko od ciastek-przegryzałam czipsami. Za słono? To czekoladka.
Albo kupowałam po 5 batonów, bo nie mogłam zdecydować się na jednego. Paranoja!
W domu też zawsze jest coś słodkiego. Kiedyś nie było dnia, kiedy bym nie "dosładzała" sobie popołudnia. Kiedy wyprowadziłam się do akademika, starałam się już nie ulegać różnorakim ulepom. Ale wracając do domu na weekendy, nie było opcji, żeby nie zjeść słodyczka, a nawet trzeba było nadrobić za cały tydzień. (dziwne, ale moja siostra ma tak samo-wracając do domu na weekend tylko chodzi po domu i szuka czegoś słodkiego).
Ja na szczęście jakoś to pokonałam, chociaż nie było łatwo. Postanowiłam, że chociaż i będę miała wielką ochotę, nie tknę nic słodkiego przez 2 tygodnie. Początkowo musiałam walczyć sama ze sobą, a także z moją mamą, która jest chyba już uzależniona od słodyczy, i zawsze po obiedzie wyciągała jakieś ciastka. Zdarzało się, że zaczynałam na nią krzyczeć, żeby przestała tyle tego jeść! Początki były więc trudne, ale po kilkunastu dniach nawet nie pomyślałam żeby zjeść coś słodkiego, przechodziłam obojętnie obok klosza z ciastem, a jeśli już zjadłam coś słodkiego to w normalnych ilościach, a nie jak wcześniej-całe paczki. I utrzymuję taki stan do tej pory. Nie wyobrażam sobie teraz zjedzenia całej czekolady na raz! blee Już po kilku kostkach mnie mdli..
Jako że nie mam ostatnio zbyt często takich zachcianek, to pozwalam sobie na pasek czekolady mlecznej (gorzka mnie nie zadowala); pod warunkiem, że zrobię dziś kolejny trening z KFO.