Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czyżby postępy?


Wczoraj udało mi się w końcu parę minut poćwiczyć brzuch, troszkę pospacerować (ok. 3 km) i jak najwięcej się ruszać w domu, a nie gnić przed laptopem za każdym razem jak dzidzia przysnęła - może nie za każdym razem, ale wcześniej bywało tego sporo :/. Cappucina owszem były trzy, ale ilość wsypanego ważyłam na wadze, a ostanie było malutkie - wieczorne relaksacyjne do książki. Kawy wczoraj były dwie z mlekiem, ale tylko jedna z cukrem - dzisiaj już kawy bez cukru. No i ilość cappucino też zamierzam zmniejszyć, ale zostać przy trzech kubkach/filiżankach. I też starałam się, żeby dzień był jak najbardziej intensywny, mimo, że nie ćwiczę typowe (chociaż mam nadzieję, że to też mi się uda zmienić, chociażby na jogę). Nie liczę kalorii, staram się jeść po prostu troszkę mniej i zwracać uwagę na ilość tłuszczu i cukrów/węglowodanów. Nie zależy mi na szybkiej stracie wagi, poza tym muszę też dbać o skórę na brzuchu, bo liczę, że mi się zmniejszy jej ilość na brzuchu, bo zostało sporo na brzuchu. 

Aaa! No i nawodnienie - piję więcej, ogólnie dużo chodzę do toalety więc mam nadzieję, że organizm przyzwyczai się, że nie trzeba robić zapasów jak ja też będę regularnie pić wodę. 

Z jogą polubiłam się w ciąży, chociaż z paniom prowadzącą zajęcia nie... Bo prawie na każdych zajęciach mi wypominała, że nie mam włączonej kamerki, a tłumaczenia, że mam popsutą nie docierały. Więc sobie odpuściłam i zaczęłam ćwiczyć sama - miałam spory zapas ćwiczeń w pdf z tych zajęć i korzystałam też z ćwiczeń z youtube. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.