Hej. Dawno mnie tutaj nie było... Znaczy wróć.. dawno nie pisałam, bo na Vitalii bywałam często... Głównie angażowałam sie w pisanie postów na grupie wsparcia, a pamiętnik postanowiłam zawiesić. Zrobiłam tak m. in dlatego, że jakoś od początku września mocno posypała się moja dieta, wróciły kompulsy, a także miałam jakieś zadatki na bulimię... Starałam się z tym walczyć na różne sposoby... Zdrowe i mniej zdrowe... Niestety efekty były i są marne.. NIE! Nie załamuję się, ani nie zamierzam się poddać... Wracam do Was...
Bardzo dużo się u mnie zmieniło... Nie tylko jeśli chodzi o wagę.. Mam nowych znajomych i w ogóle to... mam wrażenie, że jestem inną osobą... Według jednych lepszą, a według innych gorszą... Grunt to to, że staram się nikogo nie naśladować, po prostu żyć w taki sposób w jaki dyktuje mi moje serce, sumienie i umysł.
Moje licealne życie jest naprawdę fajne. Tak- fajne- tym razem to idealne określenie, które mogę użyć nie zważając na fakt, iż jestem na humanie :D. Dużo się dzieje, jestem w najlepszym ogólniaku w moim mieście- w Rzeszowie (ps. nie sugerujcie się miejscowością podana przy nazwie-to tak trochę fikcyjnie :D) Często wypadamy ze znajomymi na miasto, mamy dużo planów... Obowiązki też są, ale nie przeszkadzają nam w tym, ażeby cieszyć się młodością... :] Naprawdę jestem bardzo zadowolona z mojego wyboru. Moja klasa jest świetna- wgl pasujemy do siebie i szybko znajdujemy wspólne rozwiązania ;D. To chyba tyle jeśli chodzi o moją aktywność społeczną ;D
Wracając do diet, odchudzania (ble, ble, ble).... Próbowałam wszystkiego: drakońskich głodówek (wytrzymywałam jeden dzień), diet niskokalorycznych (podobnie), nadmiernej aktywności fizycznej (kończyło się tak samo), przesiąknięcia poglądami pro-ana (to było po prostu głupie!!- starałam się sobie jak najbardziej wmówić, że jestem gruba i że nie mogę jeść -.-) i w końcu także sięgnęłam po skrajną opcję jaką są wymioty... A właściwie to "zakosztowałam" tego na początku, ale szybciutko wybiłam sobie to z główki... Bowiem pewnego razu, jak już sobie pojadłam postanowiłam zwrócić ii... udało mi się, ale potem doświadczyłam czegoś w rodzaju okropnego bólu żołądka... I wtedy sobie przysięgłam, że NIGDY juz tego nie zrobię... Czemu tak kombinowałam? Próbowałam wszystkiego? Bo nie ważne co bym zrobiła... każda próba kończyła się kompulsem... Podczas tych moich wrześniowych zmagań prowadziłam elektroniczny pamiętnik, który był poświęcony tylko odchudzaniu i m. in takie tam zawarłam przemyślenia:
"Być może wtłaczam sobie czasem nawet jakieś chore idee, ale to wszystko dla mojego dobra. Chudym ludziom jest w życiu prościej… Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że sama w to do końca nie wierzę.. Gdzieś głęboko we mnie siedzi ta normalna Monika, która przemawia jako głos rozsądku, że nie wygląd jest najważniejszy… Te tłumaczenia tak naprawdę są najgorsze, bo często stają się wymówką do napadu… Zanim jednak to się stanie, mój mózg uruchamia szereg różnych mechanizmów, które za wszelką cene mają zmusić mnie do jedzenia. Wygranie z nimi jest niemalże niemożliwe… To jak błąd w systemie, w którym ciągle wyświetla się okno ERROR. Kiedy u mnie się ono pojawi, oznacza to , że wyjście jest tylko jedno- napad. Teraz np. wierzę w to, że dam sobie z tym radę.. Mówię sobie, że się nie poddam i tak dalej, ale gdy uzmysłowię sobie jaki to skomplikowany proces..? Nie ma opcji, żeby nie zjeść… To jest niemożliwe… Po prostu w, mój mózg nie przewiduje nawet takiej możliwości, w której ja opieram się przed NAPADEM… W tej chwili te „napady” nie są takie tragiczne, ale wystarczające, żeby przytyć… Dla mnie to tragedia. "
Stało się tak jak przewidywałam: gdy tylko pojawiły się te myśli, żeby zjeść więcej... wlaczyłam z nimi, ale w ostateczności uległam... To było tak bardzo silne, tak bardzo... Nie byłam w stanie nad tym zapanować... Wtedy zrozumiałam, że jeśli to się będzie zawsze tak kończyć to muszę pójść do psychologa... Poczułam się tak, jakbym była uwięziona we własnym ciele, które mi coś NARZUCA!! To okropne uczucie!! Albo z tym wygram sama, albo będę żyć, albo (opcja chyba najlepsza z możliwych) zapiszę sie na psychoterapię i raz na zawsze skończę z tą francą..
Dobra... Kończę, bo nie chcę Was zanudzić, a mam jeszcze dużo nauki... Chemia i te sprawy :D iii Tęskniłam w sumie za Wami, ale nie wiedziałam jak się zabrać za tę "spowiedź" i co wgl powiecie na to wszystko... Na pewno stwierdzicie, że jestem głupia, ale mnie to czasem przerasta... Możecie mi wypisywać jaka to ja jestem nieodpowiedzialna, tylko proszę- zostawcie jakiś ślad, że byłyście. DZIĘKUJĘ :*
Lovelly
30 września 2014, 16:03Super że wróciłaś, walcz nie poddawaj się! jestem z Tobą ;* !
aska5527
28 września 2014, 20:42O jesteś! A ja właśnie wczoraj się zastanawiałam gdzie się podziałaś, że zniknęły Twoje wpisy :) Nie poddawaj się, nie warto :) Twoja,walka trwa już zbyt długo, żeby ją przerwać :) Odnośnie tego co robiłaś nie będę się wypowiadać, bo nie mam prawa Cię krytykować. Miałam też kiedyś taki okres, że zrobiłam kilka,rzeczy, o których nikomu nie mówiłam ale na szczęście się ogarnęłam w porę.. To chyba po prostu jużdesperacja nami kieruje, ale ważne, że zmądrzałyśmy. Dlatego zapomnij o tym co było :) Cieszę się, że wróciłaś :*
Nastel
28 września 2014, 20:43Dziękuję, kochana :*