Wczoraj udało mi się nie zapomnieć o tym, że pragnę schudnąć i mimo, że złamałam Dietę przewidzianą na wczorajszy dzień uważam, że byłam dzielna i cały czas pamiętałam o moim celu.
Wczoraj była I-sza rocznica Pierwszej Komunii mojego bratanka i Dzień Matki. Trudno się umartwiać, nawet w tak zdrożnym celu jak moja potencjalna kondycja i zdrowie. Należała mi się nagroda za to, że nie mam zamiaru rezygnować z diety, że z każdym dniem jestem coraz bardziej przekonana, że mój wybór jest słuszny a zwłaszcza, że cała moja podświadomość, cała "Ja" wierzę, że tym razem, ta dieta odpowiednio długo stosowana ma szansę na przekształcenie się w Moją Dietę Życia.
Mam zamiar dotrzeć do 70-75kg. Może to i dużo dla kogoś. Mam już skórę, jaką mam i nie mam ochoty być zasuszoną żylastą staruszkę. Całe wieki byłam chuda, walczyłam z tą chudością, jadłam tyle co mój 185cm mąż. Ponadto nie jestem zwolenniczką "wieszaków na ubrania". Kobieta według mnie powinna być mięciutka i apetyczna. Nie mam z tym problemów, aby uznać za piękną 80kg kobietę, powinna być tylko zdrowa, sprawna i mieć niezłą kondycję, aby nie ograniczała jej w realizacji jej planów.
Byłam zaproszona na obiad w wspaniałej, drogiej jak na kieszeń przeciętnej emerytki obiad świąteczny. Przygotowałam się więc do tego Wielkopomnego wydarzenia i zrezygnowałam z II-go śniadania i przystawki podwieczorkowej, powiększając Pulę Kalorii na obiad o 450 cal. Zrezygnowałam z zupy, przystawek, kawy, lodów, deseru, ciasta, ulubionych frytek, medalionu, rolady, tortu itp. Bez specjalnego żalu, spazmów i szlochów.
Ograniczyłam się do Sandacza w cieście i sosie borowikowym, ryżu ciemnego i zestawu surówek z rzepy, z młodej kapusty, kiełków, selera a popiłam to 3/4 szklanki soku jabłkowego.
Byłam tak najedzona, że kolacja ograniczyła się do grejfruta, kiszonej kapusty, gorzkiej czerwonej herbaty i sałatki z cebuli i zielonego ogórka bez pieczywa z łyżeczką oleju i pieprzem.
Dzisiaj wracam do propozycji Pani Dietetyk. Podoba mi się w tej diecie możliwość wyboru, nie masz dzisiaj ochoty na pomarańczę, zjedz wiśnie, nie masz ochoty na makaron, zjedz ryż, nie masz ochoty na pietruszkę, zjedz seler....
Podobają mi się w tej diecie szczególnie koktajle z podwieczorków czy II śniadań. Wyjęłam Blender z szafy i zadziwiam się nieznanymi mi smakami i połączeniami warzyw z owocami, szpinak z truskawką, marchewka z bananem, burak z pomarańczą. Odkryłam też zalety kefiru, maślanki i jogurtu naturalnego. Tych barwionych z zasady unikałam i nie daję się nabierać na wszystkie reklamy z danonkami, jobellami itp kolorowymi kłamstwami. Naturalne w dużych opakowaniach znałam i pijałam głównie w upał. Dieta odkryła nowe dla mnie zastosowanie i pokazała, że picie jogurtu nie musi być nudne i monotonne. Myślę, że na dzisiaj mi wystarczy tego pamiętnikowania.
Acha, przeszłam wczoraj 4 przystanki tramwajowe i tańczyłam sobie do starych włoskich przebojów, znanych tym, którzy pamiętają Marino Mariniego, Ritę Pavone, Connie Francis czy Domenico Modugno. To dopiero jest Pychota!