No i stało się.
Zwolniłam się z pracy w zeszłym miesiącu, po tym jak czerwcowa wypłata stała pod znakiem zapytania, ostatecznie przyszła 12 dni po terminie.
Teraz, gdy jeszcze miałam dostać pieniądze za przepracowany praktycznie cały lipiec okazało się, że ich nie dostanę. Przynajmniej nie w najbliższym czasie...
Wczoraj napisałam smsa do byłego kierownika czemu znów nie ma kasy, oto, co otrzymałam w odpowiedzi: "Wypłat już nie ma jako tako. Toczą się rozprawy o upadłość, więc spłata zaległych wynagrodzeń nastąpi raczej dopiero po wyroku z Funduszu Gwarancyjnego. (...) Tak więc wypłaty szybko nie zobaczymy. Kolejna rozprawa w październiku. Jeśli zapadnie wyrok to do dwóch miesięcy powinny być pieniądze."
Super. Miałam dostać co prawda niecałe 500zł, ale to moje UCZCIWIE wypracowane pieniądze... Cały lipiec, w te upały siedziałam w tym pie*dolonym sklepie, a teraz takie coś. Miałam za tę kasę kupić sobie kurtkę, buty na jesień i jeszcze pojechać na weekend w góry. Teraz zostałam z niczym i nadal bez pracy. Ehh. Od wczoraj mam taki podły humor, że aż dziw, że nie zjadłam tony czekolady (w sumie to nie miałam w ustach słodyczy od 3 dni!)
Dość o pracy. Dziś jedzeniowo średnio. Wszystko przez to, że chłopak przyniósł chyba 2kg świeżego twarogu ze wsi i trzeba było z nim coś zrobić. Padło na pierogi, ruskie i z serem na słodko. Cały dzień lepiłam. Łącznie 70 pierogów.
Z tego powodu nie zjadłam zaplanowanego obiadu tylko 5 pierogów z serem, które trochę rozwaliły się podczas gotowania przed mrożeniem. Zjadłam jeszcze trochę farszu do ruskich, nieładnie.
1. Śniadanie:
1,5 kromki ciemnego chleba ze słonecznikiem, jajecznica z 2 jaj z pomidorem
2. II śniadanie:
jogurt naturalny, brzoskwinia, saszetka musli 45g (miałam nie zjeść całej, ehh)
3. Obiad:
5 pierogów z serem na słodko, farsz do pierogów ruskich
4. Podwieczorek?!:
gotowana kolba kukurydzy, z odrobiną masełka i solą, kawa z mlekiem
5. Kolacja:
2 kromki ciemnego chleba ze słonecznikiem, jedna z 2 plastrami salami, druga z plastrem żółtego sera
Średnie to menu, wiem.
Wczoraj zrobiłam jabłka duszone do słoiczków. Na 2kg jabłek dałam 5 łyżek cukru i wydają mi się nieco za słodkie, ale i tak smaczne.
Idę się położyć, coś poczytam lub obejrzę kolejny odcinek PLL.
Muszę się zabrać w końcu za ćwiczenia!!!