Hej!
Właśnie tak liczę i liczę i nie dowierzam. Minęło 10 dni od moich treningów. Dla wielu z Was to pewnie nic takiego, ale dla mnie to spory sukces. Dlaczego? Bo do tej pory udawało mi się ćwiczyć maksymalnie 3-4 dni , a potem klapa. Teraz ćwiczę dzielnie już 10-ty dzień i nie mam dosyć.
To znaczy trochę mam, bo jestem obolała, mam zakwasy, a i pogoda nie sprzyja. Cieszę się,że kupiłam karnet poranny (wejścia do 17), bo jak tak teraz sobie siedzę wieczorem to chyba by mi się nie chciało. A tak skoczę sobie rano przed albo między zajęciami i mam "z głowy". Cardio ogólnie jest dość nudne, ale za to w soboty z trenerem jest coś innego.
Czuję zmiany. Może jeszcze nie w wyglądzie, ale w samopoczuciu. Wiadomo, spadki formy są, ale nawet moja mama stwierdziła,że jestem "jakaś taka pogodniejsza" ;D. Cieszy mnie to. Teraz zostało tylko czekać na wizualne efekty. Jeśli chodzi o wagę to się waha, ale dopiero od dzisiaj tak naprawdę wprowadziłam dietę. Na razie zleciało 0,8 kg. Zobaczymy jak teraz będzie z dietą ;)
Trzymajcie kciuki !