Radość wymieszana z myślą, że spędzę go na miejscu i nie w takiej formie cielesnej jakiej chciałam. Ot, tradycyjny już stan.
Ale i tak się cieszę, że będę mieć czas na jednodniowe wycieczki, twórcze, kreatywne działania, pedałowanie w terenie w trasy dalsze, na ogród babciowy itd :)
No i działam każdego dnia, nie tylko teraz (pomijając okresy jakiegoś strasznego odpustu :) w kierunku poprawy swojej kondycji i ciała.
Wiem niestety doskonale, że żeby kondycja wystrzeliła w górę, przydałoby się zrzucić z siebie ciężar jakiś 10 kilo. To spore obciążenie, które krępuje mi ruchy, odbiera lekkość i blokuje stawy... Nie no, nie zachowuję się jak foka na lądzie, ale jak mam mniej jestem sprawniejsza. Wiem to, a nawet jeszcze pamiętam...
Przeglądałam ostatnio wykres własnej wagi, ach ten rok 2010, tak było pięknie... okolice 66 kg i świąt u stóp :) Szkoda tylko, że nagle zaczęło mi się wydawać, że mogę wszystko jeść A potem nic tylko narastająca fala większej i większej masy...
No cóż, pozostaje pielęgnując wspomnienie w głowie, dążyć do tego celu! Co jak co, ale to, zależy ODE MNIE!
76,9
77,1
77,5
77,9
78,7
79,5
80,4
pokonane 3,5 kg. Dobre i to!
wPatka
26 maja 2018, 05:49:D Ładnie waga spada :) Powodzenia dalej!!!