wagowy wzrost i nieudany romans z paleolitem.
Tak na szybko - w 2 odsłonach.
Kryzys trawienny, a konkretniej solidne zatrucie gdy niesiona wizją zaczerpnięcia czegoś jeszcze ze sławetnej paleo, ja - wegetarianka z 22 letnim stażem, czasem jaroszka z prikazu, od święta, etc - wszamałam wędzonego, jak sądzę zupełnie świeżego tuńczyka i strułam się niemiłosiernie. Ale to tylko początek - bo do dziś nie mogę dość do ładu z żołądem (prawdopodobnie przez leki na kręgo i pierwszy tydzień anty który też zawsze tak odczuwam). Co gorsza - organizm ze wszystkich sił domagał się lekkiego, łatwostrawnego białego pieczywa! Nie dałam mu tego co chciał, choć przyznam, że na diecie całkiem bezzbożowej (czyli też, żeby była jasność - bezryżowej, bezkukurydzianej i bezkaszowej), i bezmięsnej trudno było o coś łagodzącego te dolegliwości.
Przecierpiałam i żyję - więc chyba nie ma co dramatyzować :)
Tak czy siak, paleolityczny romans uważam za nieudany i choć wiedziałam już z założenia, że jest skazany na pożarcie (choćby z racji sprzecznych teorii światopoglądowych), chciałam - jak to mam w swoim zwyczaju - wyłuskać coś dla siebie najwartościowszego. Komu służy proszę bardzo, nie zamierzam tego podważać - ale nie dla mnie. Trwam jednak przy wykluczeniu glutenu i zgodnie z planem, z czasu spędzonego na urlopie i leczeniu krego a wiec z ortodoksyjnej wersji niejedzenia wszystkich zbóż, przechodzę na niejedzenie zbóż zawierających gluten. (teraz będę miało cudowne poczucie, że mogę jeść wszystko! :))) I to już oby tak do skutku - bo wyeliminowanie objawów w podejrzewanej chorobie Duhringa, zdjęło by ze mnie gigantyczne brzemię. Warto próbować.
A wagowy? Bu bujam się jak kuń na biegunach... Ale zaraz, czego oczekuję z domowym bezruchu spędzając czas pomiędzy kuchnia a poziomowaniem kręgosłupa w łóżku?
No tak... czas najwyższy na powrót do pracy i prawie normalności. Prawie, bo sięgając w wczoraj w sklepie po banany, mój statecznik boleśnie przypomniał o swoim istnieniu... jednak muszę sie pomału zacząć ruszać bo zgnuśnieję do reszty...
Niesiona ta wizją zmierzam w kierunku łazienki i do roboty!
lajtme
11 września 2017, 09:54wszystko pięknie ładnie, jednak o ćwiczeniach nie napisałaś - dieta dietą, jednak ćwiczenia wiele pomagają. Najważniejsze, że wiesz co i jak z dietą ;)
myfonia
12 września 2017, 10:08Sporo pisałam wcześniej, nie chce cały czas tego samego powtarzać w każdym wpisie. Jestem po awarii dysku,a właściwie wciąż jego bolesnym trakcie. Mam problemy żeby zejść /wejść po schodach, schylić się po coś itd. To skutecznie zabrało mi możliwość ruchu, nad czym okropnie ubolewam... Ale dziękuję, myślę, że mój powrót do ruchu to kwestia czasu :)